środa, 10 października 2012

Nikiszowiec - czyli jak uczulić się na piękno

Dziś nie będzie o modzie, ani o historii ubioru czy też o zasadach stylizacji, będzie o poszukiwaniu i odnajdywaniu piękna w najbliższym otoczeniu - zainspirowałam mnie do tej refleksji kolejna podroż do Nikiszowca - który "odkryłam" w tamtym roku i do którego od tej pory wracam co raz częściej...

O sposobie postrzegania - zabytków - pod własnym nosem ( czyli turystyka lokalna)
Czasami gdy mieszkamy niedaleko, jakiegoś turystycznego obiektu - zupełnie go lekceważymy, przejeżdżając nieopodal niego kilka razy w roku, a czasem nawet w miesiącu. Nie zagłębiając się w jego historię  architekturę, ani nawet nie zatrzymując na chwilę, pośpiesznie przejeżdżając samochodem czy autobusem. Oglądamy go czasem tak często - przez szyby mechanicznych pojazdów, aż zupełnie nam się opatrzy i staje się dla nas bez wartościowy.

Ja obok znaku informacyjnego - o Nikiszowcu jeździłam przez 4 lata,. Za każdym razem - odkładając na później wizytę w tym miejscu. Zjawisko totalnej ignorancji - jest mi obce, bowiem jestem szalonym zapaleńcem - i potrafię przejechać setki kilometrów by podziwiać ulubiony obraz, bądź przejść szlakiem ukochanego artysty.











Uśpienie czujności - na piękno
Myślę, że nie jestem odosobniona w tej ignorancji, a może raczej swoistym uśpieniu czujności. Moja prawdopodobnie była spowodowana pierwotną niechęcią do wszystkiego co śląskie  Niechęć ta po kilku latach studiowania w sercu śląskiej ziemi zmieniła się w fascynacje. Optymistyczni,  pogodni, ciepli ludzie, pograniczna, niebanalna  historia oraz odmienna kultura, oraz cudowna modernistyczna architektura  sprawiły, że silnie przywiązałam się do Katowic i jej okolic, korzystając z każdej okazji by zobaczyć coś nowego...



W czasie okienek między zajęciami, zamiast siedzieć w bufecie, zaczęłam chodzić uliczkami rynku, ciągle innymi, dochodząc do rożnych nieznanych mi wcześniej zakątków miasta. Za każdym razem gdy przemierzałam trasę z Uniwersytetu do Biblioteki Śląskiej, próbowałam - znaleźć nową drogę. Zabawa ta trwa cały czas, a ja nieustannie poznaje miasto. Nie ukrywam  że pomogły mi w tym studia z historii sztuki - które otworzyły mój umysł na piękno. Wyszła z klatki własnej estetyki, przestałam dzielić style, na lepsze i gorsze, piękniejsze i brzydsze. We wszystkim staram się teraz dostrzec swój własny  czar i indywidualną formę i Was tez do tego zachęcam! To cudowna zabawa, która daje mnóstwo satysfakcji i nic nie kosztuje.



Nikiszowiec - I Love You
Nikiszowiec - to zdecydowanie moje ulubione miejsce.
To zupełnie unikatowa przestrzeń. Przechadzając się idealnie zaplanowanymi alejkami, ma się uczucie niezwykłego ładu i porządku. Gdy powolnym krokiem przemierzamy osiedle widzimy idealnie powieszone firanki w błyszczących, bez jednej smugi oknach ot co wizytówka Śląskości, a na chodnikach stoją równie wyglancowane samochody.




Nikiszowiec to podróż w czasie 
Osiedle to powstało w latach 1909-1918 jako osiedle górnicze. Z lotu ptaka przypomina kształtem  widownie amfiteatru, ze sceną w samym centrum, w której miejscu znajduje się Plac Wyzwolenia.  Architektura mimo, że regularna, harmonijna i proporcjonalna , nie jest nudna. W każdym zaułku mimo prostopadłych zakrętów i przeciec czai się na nas jakaś niespodzianka w formie detalu, indywidualnych wykończeń i dekoracji.




Lubie wyobrażać sobie, że chociaż przez chwile cofnęłam się w czasie. Tutaj jest to możliwe  o poranku, gdy samochody znikają - nie ma żądnych śladów współczesności, ( no może po za jedną samotną anteną satelitarną przy oknie). Można poczuć klimat prawdziwej robotniczej wioski z lat 20, poczuć czar dawnych dni!!

To dlatego miejsce to posłużyło  wielokrotnie  za scenerię do polskich filmów historycznych.

.
Angelus - i Grupa Janowska
Szczególnie zachęcam Was do obejrzenia filmu "Angelus"  opowiadającego o prawdziwych artystach, żyjących w latach 30 w gminie Janów ( która wówczas obejmowała również Nikiszowiec), a  dziś stanowi dzielnicę Katowic tuż obok Nikiszowca. Byli to artyści  nieprofesjonalni, z zawodu górnicy, których założyciel grupy, Teofil Ociepka zaraził ideą okultyzmu, który wyrażali m. in. za sprawą specyficznego   malarstwa. Ich dzieła stanowią klucz do zrozumienia  ówczesnych Ślązaków,  których światopogląd kształtował się wokół specyficznej osi  Kościół- Praca -Kobieta. Żeby móc zrozumieć intencje artysty, trzeba spróbować postawić się na jego miejscu.
Wspomniani artyści to mężczyźni, którzy połowę swego życia spędzali w kopalni, pracując w pocie czoła, w ciemności, brudzie i zaduchu. Światło i kolor, były sposobem na odreagowanie, wyrażenia własnych potrzeb i emocji. Ucieczką z mrocznego świata pracy w świat fantazji i erotyki tak bliski u Ślązaków duchowości. Stąd specyficzna mieszanka  ekstazy i religijności, która dla niewtajemniczonych wydaje się być kontrowersyjna i niesmaczna... Lecz tylko z pozoru, do czasu, gdy nie zagłębimy się w kolorowy świat oryginalnej duchowości tych ludzi.

Przedstawiciele grupy Janowskiej wykreowali  własny styl  nawiązujący do prymitywizmu. W czasach prl-u nie podporządkowali się kanonom socrealistycznej sztuki.   Stanowią oni do dziś  intrygujące zjawisko w polskiej sztuce, a ich prace w większości stanowią stałą wystawę w Szybie Wilson,który stoi w sąsiedztwie osiedla. ( o Galerii Szyb Wilson  pisałam tu)

Zachęcam Was do odkrywania skarbów z przeszłości, które macie pod nosem. Czasem taka podróż 10 kilometrów od domu, może okazać się bardziej ekscytująca niż wyprawa na egzotyczną plażę na drugiej półkuli :)


Na koniec bonus: Mój mały cyrkowiec