Odkąd pamiętam interesowały mnie dawne stroje, gdy postanowiłam, że zostanę historykiem jednym z powodów przemawiających za tą życiową opcją była możliwość przebierania się w historyczne stroje i uczenia dzieci o dawnych dziejach w stroju z epoki, wnosząc do sali lekcyjnej trochę magi i czaru z dawnych dni. Gdy trochę spoważniałam, zaczęłam zajmować się historią ubioru od strony naukowej i oprócz kilku kółek zorganizowanych podczas praktyk w szkole nie ubierałam się więcej w historyczne fatałaszki.
Przed wyjazdem gdy w pospiechu ogarniałam referat oraz prezentację, ćwiczyłam wystąpienie przed moją mamą. Zapytała się mnie czemu się nie przebrałam, ja ofuknęłam ją, że jak mam się przebrać, skoro muszę oszczędzać miejsce w walizce itd... Ostatecznie porzuciłam wizję walizki ( co jak się później okazało było najlepszym wyjściem), przepakowałam się do plecaka, odświeżyłam mój wiktoriański strój, któremu nadałam zupełnie nową formę, za sprawą dodatków oraz specjalnych podpórek oraz wypchań. Imitujących rękawy gigot oraz turniurę.
Mimo okropnego ciężaru jaki musiałam nosić na plecha byłam zadowolona, że przypomniano mi o marzeniach z przed kilku lat i że mimo wszystko zdecydowałam się wystąpić w stroju żałobnym z 1870 roku..
Prezentacja nie odpaliła zmuszona byłam więc improwizować, co nie jest trudne, gdy mówi się o tym co jest naszemu sercu najbliższe. Opowiadałam więc o tym co mam na sobie, nie szczędząc kolokwializmów, którymi łatwiej dotrzeć do małego odbiorcy. Opisując turniurę jako końskie dupsko, gorsety, jako łamiące żebra i duszące narzędzia tortur, a także rękawy gigot jako wątpliwie estetyczne. W pewnym momencie poczułam, że moja idealna turniura stworzona z koca wepchanego do rajstop ( pod którym przez cały wyjazd spałam) zaczyna opadać razem z rajtkami, chwyciłam więc go naprędce i z uśmiechem ( a co mi pozostało) powiedziałam, "niestety zaraz mi coś wypadnie, więc pozwolę sobie stanąć do Was bokiem, żebyście lepiej mogli zobaczyć moje końskie dupsko". Dzieci miały ubaw, ja sama tez nieźle się bawiłam, a od momentu kiedy istniało ryzyko, że coś mi wyleci, skupienie sięgało zenitu :)
Moja ekipa:)
Wszyscy razem, z panią dyrektor oraz nauczycielem historii
Organizatorzy wyjazdu
Cudownie było móc choć przez chwile być XIX wieczną nauczycielką w sznurowanych trzewikach, kilku halkach i szmizetce pod szyja, oraz rękawach zwieńczonych haftowanym mankietem....
Marzenia się spełniają!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz