Są ludzie, z którymi, czas nigdy
nie mija banalnie, a najprostsze wyjście staje się wielką przygodą bo sami mimo
woli przyciągają do siebie niecodziennych ludzi i wypadki. Tak jest z Oskarem,
dziesiątki przypadków Anglii, potwierdzają regułę, nawet spacer z nim
po Warszawie, miewa swoje niezwyczajne zakończenie… Gdy więc rzuciłam
hasło: „odwiedźmy Wawel”, korzystając z miesiąca bezpłatnych rezydencji, mogłam
się spodziewać, że coś nadprogramowego nas spotka.
Do wycieczki, przyłączyli się
znajomi Oskara z Jastrzębia, a oprócz nich, poznani przypadkiem na przystanku
Belgowie, ( w liczbie 8 sztuk), którzy
niczym rzep przykleili się do nas na długie godziny. W niecodzienny dla ludzi
zachodu szukając dzikich oszczędności. Przyjechali oni zwiedzić Kraków, jednak
by było taniej zatrzymali się w Katowickim Qubusie ( to nie jest najtańszy
obiekt na Śląsku). Chcieli spróbować polskiej kuchni, zależało im jednak na
niskiej cenie, zaprowadziliśmy ich więc do Baru Melcznego. Nie była to jednak
nowa wersja, kultowych starych stołówek, a prawdziwa jadłodajnia niczym wyciągnięta
z kadrów Barei. Znaleziony lokal, mieścił się na Kazimierzu, serwował pyszne
placki, pierogi i zupy. Wystrój, pozostał niezmienny od założenia obiektu,
plastikowe (niegdyś białe) panele na ścianach, gumowe obrusy, do których można
się było przykleić i drewniane rozklekotane stoły. Wszystko to było bardzo
autentyczne. Belgowie jednak popatrzyli na nas z przerażeniem, nie dowierzając,
że takie miejsca istnieją. Kobiety w popłochu uciekły i postanowiły poczekać na
swoich mężów na zewnątrz. Nawet zerowa temperatura nie skłoniła ich do powrotu
do środka.
No niestety, tak się nie mówi. Tym bardziej, gdy jest się posiadaczem, tak mało atrakcyjnej (brudnej i niezbyt bezpiecznej) stolicy. Krótka wymiana zdań na temat zdrowej żywności ucięła temat. Miałam okazje jeść przez kilka miesięcy „cudowne” papierowe angielskie jedzenie, wiem ile się płaci za zdrowa żywność na zachodzie – pamiętam tez, nieobjęte restrykcjami unijnymi towary w lwowskich marketach. Na tym polu jestem bezlitosna. Nie lubię takich pustych teorii.
Koniec końców, Wawel o godzinie
13 – okazał się tak przepełniony, ze biletów dla nas już brakło. Pogoda była
straszna, a Belgowie, wykazali głębokie zrozumienie dla Polskiej kultury,
kończąc ostatecznie w McDonaldzie. Myślę, że nie prędką wrócą do Polski, a
obraz Polski jako kraju trzeciego świata, będą odmalowywać przy każdej życiowej
okazji, wykazując swe męstwo w postkomunistycznej dziurze, ocierając się o śmierć
na Krakowskim Kazimierzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz