środa, 18 marca 2015

Warszawa Moja Miłość - retrospekcja

Zawsze mamy coś innego niż to co naprawdę chcielibyśmy mieć. Może więc wyda się dziwne, gdy powiem, że jestem dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam być. Mieszkam w mieście, które na ten moment, jest najcudowniejszym miejscem do życia, jakie znam. Kocham je bezgranicznie i być może to uroki fascynacji. Pierwsze miesiące miłości, gdy jeszcze ciągle odczuwa się motyle w brzuchu i palpitacje serca. Ciągle jeszcze jestem zakochana! Zauroczenie, trwa na całego, nie mówię jednak, że to ta Jedyna, że to Miłość przez wielkie M, na całe życie a wybranka nie ma wad.  Z zaślepień wyleczyłam się (mam nadzieje, na zawsze) Niemniej jednak na ten moment pragnę wam wykrzyczeć, że Warszawa jest dokładnie tym, czego chce. Nawet, jeśli co jakiś czas krąży mi po głowie myśl, że chciałabym pożyć w innym dużym mieście i pojawiają mi się przed oczyma, Paryż, Wiedeń, Helsinki, a od niedawna i Berlin, przypominam sobie swoje rozczarowanie Londynem. Miasto to urzekło mnie bez reszty, nasze pierwsze krótkie, ale niezwykle intensywne spotkanie, było tym, które zapamiętuje się na całe życie. Gdyby moja noga nie stanęła na wyspie nigdy więcej, na zawsze zachowałabym w pamięci obraz miasta, w którym mogłabym żyć… Snując w głowie wizje alternatywnego życia w wielkiej metropolii. Rzeczywistość zweryfikowała jednak te wizje.  




Z Warszawą jest inaczej. Im dłużej tu jestem tym bardziej ją kocham. Od stukotu kół pociągu, przez czerwono-żółte tramwaje. Połyskujące na błękitno wieżowce na Placu Bankowym i kolorowe neony. Urokliwe miejsca i klimatyczne knajpki.
Im dłużej tu mieszkam, tym większą mam świadomość jak mało wiem o tym miejscu, jak ciągle mało ją znam. Cieszę się jak małe dziecko na myśl o weekendzie spędzonym w stolicy.
Gdy wiem, że spędzę weekend w Warszawie, wchodzę na Facebook, szukam wydarzeń w najbliższym otoczeniu, z setki dostępnych wybieram dla siebie kilka. Życie w wielkim mieście ma miliony plusów. Jednym z ich jest ogrom atrakcji. Mogę spacerować po mieście, siedzieć w kawiarniach, czytać, odwiedzać niszowe kina, dyskutować z podróżnikami, odwiedzać wystawy i grać w planszówki, próbować nowych dań z listy knajpek slow food, odwiedzać śniadaniowe targii i chodzić na spotkania literackie z artystami.

Niby nic mnie nie trzyma w tym mieście. Nie mam kredytu, rozpoczętych studiów, zobowiązań finansowych.. Nie mam nic. Mogę w każdej chwili spakować wszystko do dwóch walizek i wynieść się wszędzie. Ale nie chce! Chce tu zostać. Jest mi tu dobrze. Czuje, że to miasto ma mi jeszcze wiele do zaoferowania.

Pierwsze wrażenie jest Ważne. To była miłość od pierwszego wejrzenia. ( archiwalne zdjęcia z 2008 )




Początki są ważne. Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz odwiedziłam stolice. Jakoś nie było nigdy wcześniej okazji, wszystko inne było ważne, pierwszy raz trafiłam tu mając 17 lat. Pamiętam jak ni stąd ni zowąd, gdy wracałam ze szkoły do domu na przystanek, zadzwonił do mnie telefon. Ktoś w sieci znalazł moje zdjęcia i zaproponował mi udział w sesji zdjęciowej. Nieufnie podchodziłam do takich propozycji, jednak po kilku rozmowach z Mamą i Babią postanowiłam spróbować. Sesja odbywała się w Warszawie, a jej efekty miały zasilić kilka numerów czasopisma dedykowanego licealistom o światłym tytule: "Perspektywy".  Udało się moje zdjęcie z pięknym napisem "Teper Ukraina" ozdobiło okładkę uwieczniając dla potomnych mój szalony styl. Nie to jest jednak ważne w tej opowieści, (chociaż historia ta była ciekawa przygoda) najistotniejszy jest fakt, że odwiedziłam Warszawę. Pamiętam, jakie ogromne wrażenie zrobiło na mnie to miasto. Jak bardzo byłam nim oczarowana. jak z okien taksówki obserwowałam białe mury kamienic, jak nie mogłam oderwać wzroku od  zachwycającego pałacu kultury, jak wielkie wydawały mi się Złote Tarasy. Wrażenie było tak wielkie, że nie mogłam przestać myśleć o Warszawie. Miesiąc później dostałam propozycje przejścia się po wybiegu w strojach niszowej projektantki. Maszerowałam więc odziana w suknie z opon gumowych oraz płyt cd. Obok tego fascynującego dla licealistki doświadczenia, równie dużo radości sprawiła mi po raz kolejny Warszawa! Tym razem z moją Mamą, siedziałyśmy na murku tuż obok Zamku Królewskiego. Pierwszy w życiu spacer po starówce. Przepiękna marcowa pogoda. Nieodparte wrażenie, że jest tu coś więcej, niż kilka ładnych uliczek.  Dwa lata później, już na studiach, wymyślałam najróżniejsze prace badawcze by tylko musieć skorzystać z archiwum BUWu. Każda okazja by spojrzeć na Warszawę była dobra. Integracyjny wyjazd z Historii Sztuki i pierwszy kontakt ze stolica latem. Zapach rozgrzanego asfaltu, jedyny taki, niepowtarzalny zapach, który czuje do dziś, gdy tylko przymknę oczy. Mokra z rosy trawa, która zalewała trampki i ten klimat jeden na milion. To chyba wtedy poczułam, że nigdzie nie jest piękniej, że to tu powinnam mieć szanse.

( uwaga zdjęcia mocno archiwalne! obróbka, jakość, stylizacje - wszystko z 2008 roku!)











 Moja Mama w roli fotografa spisała się na medal :)



Później były zlecenia personal shopperskie i kolejne letnie fascynacje. Pamiętam szczególnie dwa wieczory. Jeden z nich gdy zatrzymałam się u Znajomego Pisarza rodowitego Warszawiaka, który oprowadzałam mnie po Warszawie swoimi śladami, cała ta historia była fascynująca bowiem później czytając jego książkę, rozpoznawałam je wszystkie w fabule, jego powieści, w które bohater był jego alter- ego. 

Był też poranek, zaraz po przyjeździe simple expresem z Wilna, gdy zaopatrzona w kawę z najpyszniejszą morelową drożdżówką na całym globie. Siedziałam na zimnych schodach dworca centralnego, w mojej krwistej sukience, jeansowi ramonesce i bezowych botkach z burzą rozwianych poskręcanych brązowych włosów, wpatrywałam się w budzący się do życia dzień, gęste powietrze zapowiadające rychły upal i nie mogłam oderwać oczu od Pałacu Kultury. To był kolejny moment, którego nigdy nie zapomnę. Prawdziwy promyk, czysta fala szczęścia. To był poranek tuz po powrocie z wielkiej trzy tygodniowej podróży, mimo, że widziałam w tym czasie tyle wspaniałych miejsc, Warszawa nieodparcie przyciągała mnie do siebie.


mój instagram

Były też epizody z czasów angielskiego życia, gdy przesiadałam się na samolot w Warszawie i nie mogłam odkleić się od szyby w busie, wracałam przecież do Londynu, największej angielskiej metropolii, a mnie rozpierała duma, że Warszawa jest taka piękna, że tak się rozrasta, że daje tyle możliwości przełykając łzy myślałam: szkoda że nie mnie..

Nigdy nie zapomnę, jak przyjechałam po wizę i mimo, że dostałam negatywną odpowiedź, spędziłyśmy z Mamą uroczy dzień w Warszawie.
Później gdy tylko wróciłam do Polski, nie mogłam powstrzymać się by nie wyruszyć tam chociaż na chwilę. Przyjechałam z Anglii, tak naprawdę by zaczepić się w stolicy. Chciałam zrobić wszystko by nie musieć wracać na angielskie podwórko, by móc ułożyć swoje klocki na nowo, tu w tym Mieście, które przemawiało do mnie od dawna.
Po krótkim trzy dniowym wypadzie na przełomie lipca i sierpnia. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak o Warszawie. Tylko tego chciałam. Gdy mój przyjaciel przeprowadził się tu, wyjechałam za raz za nim. I tak zostało. Od 22 sierpnia mieszkam w stolicy. Minęło już prawie siedem miesięcy roku, a ja ciągle czuje, że to miasto ma mi tyle do zaoferowania, że ciągle mogę prosić o więcej, że wystarczy tylko dać coś z siebie a ono zwraca to z nawiązką. Kocham życie w stolicy na ten moment, nawet jeśli wyobrażam sobie siebie wszędzie indziej. Nie chce tego.


lipcowa warszawa

Emocjonalne teksty mają to do siebie, że szybko się przedawniają, nie wykluczam, że za jakiś czas spojrzę na te słowa z niedowierzaniem. I niczym starą miłość będę chciała wyprzeć pamięci i tą fascynację. Wszystkie pozytywne uczucia są wzbogacające, nie wstydzę się wiec powiedzieć:

Warszawo Kocham Cię!:* i dziękuję za wszystko.


1 komentarz:

  1. Ja natomiast nie spodziewałam się, że podczas studiów ulegnę fascynacji.... Katowicami. Nie wiem czy jest to miasto w którym dziś chciałabym żyć, jednak w ówczesnym czasie - podczas tych 5 lat studiów - była to dla mnie idealna lokalizacja. I o ile bardzo lubię Kraków, to już kolejne studia w nim nie dawały mi tyle przyjemności co studiowanie w Katowicach na UŚ.

    OdpowiedzUsuń