Zawsze mamy
coś innego niż to co naprawdę chcielibyśmy mieć. Może więc wyda się dziwne, gdy
powiem, że jestem dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam być. Mieszkam w
mieście, które na ten moment, jest najcudowniejszym miejscem do życia, jakie
znam. Kocham je bezgranicznie i być może to uroki fascynacji. Pierwsze miesiące
miłości, gdy jeszcze ciągle odczuwa się motyle w brzuchu i palpitacje serca. Ciągle
jeszcze jestem zakochana! Zauroczenie, trwa na całego, nie mówię jednak, że to
ta Jedyna, że to Miłość przez wielkie M, na całe życie a wybranka nie ma
wad. Z zaślepień wyleczyłam się (mam
nadzieje, na zawsze) Niemniej jednak na ten moment pragnę wam wykrzyczeć, że Warszawa
jest dokładnie tym, czego chce. Nawet, jeśli co jakiś czas krąży mi po głowie myśl,
że chciałabym pożyć w innym dużym mieście i pojawiają mi się przed oczyma,
Paryż, Wiedeń, Helsinki, a od niedawna i Berlin, przypominam sobie swoje rozczarowanie
Londynem. Miasto to urzekło mnie bez reszty, nasze pierwsze krótkie, ale niezwykle
intensywne spotkanie, było tym, które zapamiętuje się na całe życie. Gdyby moja
noga nie stanęła na wyspie nigdy więcej, na zawsze zachowałabym w pamięci obraz
miasta, w którym mogłabym żyć… Snując w głowie wizje alternatywnego życia w
wielkiej metropolii. Rzeczywistość zweryfikowała jednak te wizje.
Z Warszawą
jest inaczej. Im dłużej tu jestem tym bardziej ją kocham. Od stukotu kół pociągu,
przez czerwono-żółte tramwaje. Połyskujące na błękitno wieżowce na Placu Bankowym
i kolorowe neony. Urokliwe miejsca i klimatyczne knajpki.
Im dłużej
tu mieszkam, tym większą mam świadomość jak mało wiem o tym miejscu, jak ciągle
mało ją znam. Cieszę się jak małe dziecko na myśl o weekendzie spędzonym w stolicy.
Gdy wiem,
że spędzę weekend w Warszawie, wchodzę na Facebook, szukam wydarzeń w najbliższym
otoczeniu, z setki dostępnych wybieram dla siebie kilka. Życie w wielkim mieście
ma miliony plusów. Jednym z ich jest ogrom atrakcji. Mogę spacerować po
mieście, siedzieć w kawiarniach, czytać, odwiedzać niszowe kina, dyskutować z podróżnikami,
odwiedzać wystawy i grać w planszówki, próbować nowych dań z listy knajpek slow
food, odwiedzać śniadaniowe targii i chodzić na spotkania literackie z
artystami.
Niby nic
mnie nie trzyma w tym mieście. Nie mam kredytu, rozpoczętych studiów, zobowiązań
finansowych.. Nie mam nic. Mogę w każdej chwili spakować wszystko do dwóch
walizek i wynieść się wszędzie. Ale nie chce! Chce tu zostać. Jest mi tu
dobrze. Czuje, że to miasto ma mi jeszcze wiele do zaoferowania.
Początki są
ważne. Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz odwiedziłam stolice. Jakoś nie było
nigdy wcześniej okazji, wszystko inne było ważne, pierwszy raz trafiłam tu
mając 17 lat. Pamiętam jak ni stąd ni zowąd, gdy wracałam ze szkoły do domu na
przystanek, zadzwonił do mnie telefon. Ktoś w sieci znalazł moje zdjęcia i
zaproponował mi udział w sesji zdjęciowej. Nieufnie podchodziłam do takich
propozycji, jednak po kilku rozmowach z Mamą i Babią postanowiłam spróbować.
Sesja odbywała się w Warszawie, a jej efekty miały zasilić kilka numerów czasopisma
dedykowanego licealistom o światłym tytule: "Perspektywy". Udało się moje zdjęcie z pięknym napisem
"Teper Ukraina" ozdobiło okładkę uwieczniając dla potomnych mój
szalony styl. Nie to jest jednak ważne w tej opowieści, (chociaż historia ta
była ciekawa przygoda) najistotniejszy jest fakt, że odwiedziłam Warszawę. Pamiętam,
jakie ogromne wrażenie zrobiło na mnie to miasto. Jak bardzo byłam nim
oczarowana. jak z okien taksówki obserwowałam białe mury kamienic, jak nie
mogłam oderwać wzroku od zachwycającego
pałacu kultury, jak wielkie wydawały mi się Złote Tarasy. Wrażenie było tak
wielkie, że nie mogłam przestać myśleć o Warszawie. Miesiąc później dostałam
propozycje przejścia się po wybiegu w strojach niszowej projektantki.
Maszerowałam więc odziana w suknie z opon gumowych oraz płyt cd. Obok tego
fascynującego dla licealistki doświadczenia, równie dużo radości sprawiła mi po
raz kolejny Warszawa! Tym razem z moją Mamą, siedziałyśmy na murku tuż obok
Zamku Królewskiego. Pierwszy w życiu spacer po starówce. Przepiękna marcowa
pogoda. Nieodparte wrażenie, że jest tu coś więcej, niż kilka ładnych
uliczek. Dwa lata później, już na
studiach, wymyślałam najróżniejsze prace badawcze by tylko musieć skorzystać z archiwum
BUWu. Każda okazja by spojrzeć na Warszawę była dobra. Integracyjny wyjazd z
Historii Sztuki i pierwszy kontakt ze stolica latem. Zapach rozgrzanego
asfaltu, jedyny taki, niepowtarzalny zapach, który czuje do dziś, gdy tylko przymknę
oczy. Mokra z rosy trawa, która zalewała trampki i ten klimat jeden na milion.
To chyba wtedy poczułam, że nigdzie nie jest piękniej, że to tu powinnam mieć
szanse.
( uwaga zdjęcia mocno archiwalne! obróbka, jakość, stylizacje - wszystko z 2008 roku!)
( uwaga zdjęcia mocno archiwalne! obróbka, jakość, stylizacje - wszystko z 2008 roku!)
Później
były zlecenia personal shopperskie i kolejne letnie fascynacje. Pamiętam szczególnie
dwa wieczory. Jeden z nich gdy zatrzymałam się u Znajomego Pisarza rodowitego
Warszawiaka, który oprowadzałam mnie po Warszawie swoimi śladami, cała ta
historia była fascynująca bowiem później czytając jego książkę, rozpoznawałam
je wszystkie w fabule, jego powieści, w które bohater był jego alter- ego.
Był też
poranek, zaraz po przyjeździe simple expresem z Wilna, gdy zaopatrzona w kawę z
najpyszniejszą morelową drożdżówką na całym globie. Siedziałam na zimnych
schodach dworca centralnego, w mojej krwistej sukience, jeansowi ramonesce i
bezowych botkach z burzą rozwianych poskręcanych brązowych włosów, wpatrywałam
się w budzący się do życia dzień, gęste powietrze zapowiadające rychły upal i
nie mogłam oderwać oczu od Pałacu Kultury. To był kolejny moment, którego nigdy
nie zapomnę. Prawdziwy promyk, czysta fala szczęścia. To był poranek tuz po
powrocie z wielkiej trzy tygodniowej podróży, mimo, że widziałam w tym czasie tyle
wspaniałych miejsc, Warszawa nieodparcie przyciągała mnie do siebie.
mój instagram
mój instagram
Były też
epizody z czasów angielskiego życia, gdy przesiadałam się na samolot w Warszawie
i nie mogłam odkleić się od szyby w busie, wracałam przecież do Londynu, największej
angielskiej metropolii, a mnie rozpierała duma, że Warszawa jest taka piękna, że
tak się rozrasta, że daje tyle możliwości przełykając łzy myślałam: szkoda że nie mnie..
Nigdy nie zapomnę,
jak przyjechałam po wizę i mimo, że dostałam negatywną odpowiedź, spędziłyśmy z
Mamą uroczy dzień w Warszawie.
Później gdy
tylko wróciłam do Polski, nie mogłam powstrzymać się by nie wyruszyć tam chociaż
na chwilę. Przyjechałam z Anglii, tak naprawdę by zaczepić się w stolicy. Chciałam
zrobić wszystko by nie musieć wracać na angielskie podwórko, by móc ułożyć
swoje klocki na nowo, tu w tym Mieście, które przemawiało do mnie od dawna.
Po krótkim
trzy dniowym wypadzie na przełomie lipca i sierpnia. Nie potrafiłam myśleć o
niczym innym jak o Warszawie. Tylko tego chciałam. Gdy mój przyjaciel
przeprowadził się tu, wyjechałam za raz za nim. I tak zostało. Od 22 sierpnia
mieszkam w stolicy. Minęło już prawie siedem miesięcy roku, a ja ciągle czuje,
że to miasto ma mi tyle do zaoferowania, że ciągle mogę prosić o więcej, że
wystarczy tylko dać coś z siebie a ono zwraca to z nawiązką. Kocham życie w
stolicy na ten moment, nawet jeśli wyobrażam sobie siebie wszędzie indziej. Nie
chce tego.
lipcowa warszawa
lipcowa warszawa
Emocjonalne
teksty mają to do siebie, że szybko się przedawniają, nie wykluczam, że za
jakiś czas spojrzę na te słowa z niedowierzaniem. I niczym starą miłość będę
chciała wyprzeć pamięci i tą fascynację. Wszystkie pozytywne uczucia są
wzbogacające, nie wstydzę się wiec powiedzieć:
Ja natomiast nie spodziewałam się, że podczas studiów ulegnę fascynacji.... Katowicami. Nie wiem czy jest to miasto w którym dziś chciałabym żyć, jednak w ówczesnym czasie - podczas tych 5 lat studiów - była to dla mnie idealna lokalizacja. I o ile bardzo lubię Kraków, to już kolejne studia w nim nie dawały mi tyle przyjemności co studiowanie w Katowicach na UŚ.
OdpowiedzUsuń