Fashion in Warsaw
Na pierwszy strzał poszedł : Fashion in Warsaw- zorganizowany w Pałacu Kultury i Nauki
Kameralne grono kilkudziesięciu projektantów, rzeczy wyselekcjonowane i dobre gatunkowo. Co szczególnie ujęło moje serce? Firma, której poczynania obserwuje od pewnego czasu w sieci. Od dawna chciałam sprawdzić jak to w rzeczywistości jest z ich jakością. Dotykałam, przymierzałam i z czystym sumieniem mogę stwierdzić: świetna jakość. My Signature
Wzory
Kolejnym celem tego popołudnia, było wydarzenie organizowane w Domu Braci Jabłkowskich: Wzory. Nie ukrywam, że uwielbiam szlajać się, po targach wnętrzarskich, bardziej jeszcze niż po modowych. Oglądanie przedmiotów do wyposażenia wnętrz, ciekawych bibelotów i plakatów, to rozkosz dla oka. Wzory, zrobiły na manie dobre wrażenie. Jednak niestety, ponieważ był to mój pierwszy raz w Domu Barci Jabłkowskich, większą część uwagi skupiłam na niezwykłej architekturze tego historycznego budynku. Sami wystawy, kilka razy zaskoczyli mnie oryginalnością. Na szczególną uwagę zasłużyła artystka, tworząca cudne rzeźby z masy papierowej. Mimo, iż na co dzień jestem zagorzałą przeciwniczka, poroży na ścianach, te bardzo chętnie zawiesiłabym w swoim salonie.
Świąteczny Market pod Stadionem Narodowym
Po kilku godzinach targowych spacerów w drodze na Pragę, zrobiłyśmy sobie z Kasią przerwę, na przekąskę. Idealnym ku temu miejscem okazała się świąteczna wioska, pod Stadionem Narodowym. Uwielbiam, świąteczne targi, zakochałam się w nich kilka lat temu w Wiedniu i od tamtej pory pałam do nich wielką estymą. Warszawski, ku mojemu zdziwieniu, naprawdę daje radę! Dzielnie dotrzymując kroku, Amsterdamskiemu czy Brukselskiemu, do Paryskiego mu trochę jeszcze brakuje, ale widzę potencjał! Drewniane budki z rodzimymi smakołykami, zapach grzanego wina i kolędy, aż ciepło robi się na sercu. Do tego wszystkiego, podstawiona ogromna ciężarówka Coca-Coli, która (mimo osobistej niechęci do samego napoju) od wiecznie stanowiła dla mnie zwiastun świąt. Tak więc mimo braku śniegu, poczułam świąteczną aurę.
Przetwory
Ostatnim naszym przystankiem były Przetwory - impreza mocno alternatywna, organizowana, w Soho Factry na Pradze. Przyznaje szczerze impreza ta była dla mnie dużą niespodzianką. Już od samego progu zaskoczył mnie błysk szlifierki i dźwięk piły. Za kotarą, rozpościerała się przed nami ogromna hala, która przypomniała zakład pracy, dopiero z bliska można było zobaczyć, że pracujący w niej ludzie, to nie robotnicy, bądź stoczniowcy, a artyści, którzy z prostych elementów jak butelki, kawałki drewna, stare meble, starają się PRZETWORzyć coś unikatowego. Klimat tej imprezy oraz społeczność jaką skupia, jest czymś co sprawia, że ciężko mi je zestawić z jakąkolwiek imprezą modową tego typu. To dla mnie bardziej wizyta w pracowni skupionych nad swymi pracami niszowych twórców niż modwoy event.
SOHO FACTORY
Jednak tak naprawdę, największe wrażenie tego dnia zrobiła na mnie architektura. Nie tajemnicą jest, że od lat kocham się na zabój w postindustalnej zabudowie, której przywrócono nowe życie. W końcu jestem ze Śląska! Nie przypadkiem, zapytana o ulubione miasta odpowiadam Katowice, Łódź, Warszawa i Gdynia. Myśląc zawsze o ich architektonicznym potencjalne i nieoczywistych zabytkach, w postaci poprzemysłowej zabudowy, street- artu oraz modernizmu. Soho Factory, zachwyciło mnie bez reszty. W Katowicach jak często było to możliwe, odwiedzałam Szyb Wilsona, by cieszyć oko loftowym klimatem galerii zorganizowanej w starym szybkie kopali. W Londynie, niemal co weekend spędzałam czas krążąc po Tate Modern, gdzie bardziej od dzieł interesowała mnie sama bryła i klimat tego miejsca - galerii zorganizowanej w starej elektrowni. Budynek ten zaraz obok Elektrowni Battlesa uważała za najwspanialsze budynki angielskiej stolicy. Czuję, że praski kompleks w Soho Factory, stanie się kolejnym moim ulubionym miejscem, do którego będę wracać, przy każdej możliwej sposobności. Okazję mam ( i Wy też!) już w nachodzący weekend, bowiem organizowany jest tam Slow Market - cykliczna impreza poświęcona tematom mi bliskim: slow fashion oraz slow food.
Wrócę tam koniecznie, chociażby z powodu atmosfery tego miejsca., stary kompleks fabryczny rozbudził moją wyobraźnię do granic możliwości. Niestety późna pora, wiatr, deszcz i chłód uniemożliwiły zwiedzenie go w całości. Czerwona cegła, błyszczące neony i niewymuszona estetyka przyciągają jednak jak magnes i nie dają o sobie zapomnieć.
Krowarzywa - Kasztanex
Mimo diety jaką staram się pilnować co jakiś czas pozwolę sobie na pewne drobne przyjemności ( szczególnie jeśli to coś z czym do tej pory styczności nie miałam). W tym roku zapałałam miłością namiętną ( i przepadzistą) do burgerów, postanowiłam jednak tym razem spróbować czegoś chudszego i zdrowszego. Obiecałam sobie, wega burgera z słynnej warszawskiej knajpy- Krowarzywa. Obok opcji z soczewicy i kaszy jaglanej pojawiła się opcja "burgera" z kasztanów. Czekałam w napięciu, bułka i dodatki były pyszne, jednak samo wnętrze nie koniecznie... Jakież było moje rozczarowanie, gdy zanurzając się w "burgerze" czekałam na smak, który nie nadchodził. Rzecz jasna smak wołowiny. Kasztanex bo tak - cudak się nazywał był jednak ciekawy w smaku, kasztany pomieszane z kakao dawały specyficzny posmak, który sympatyków wegetariańskich potraw na pewno zaintryguje. Ja jednak pozostanę wierna opcji bardziej klasycznej.
Targów i Ewentów końca nie widać
Na koniec dodam tylko, że grudniowych, warszawskich eventów, targów, marketów i wystaw końca nie widać. Co cieszy niezwykle, bo świadczy o rozwoju tego miasta i dojrzałości mieszkańców, którzy korzystają z nich tłumnie. Jestem pozytywnie zaskoczona. W przypływie radosnego grudniowego podniecenia, powtarzam raz jeszcze Warszawa, to już Zachód! Lodynowi w niczym nie ustepuje!
A już w ten weekend kolejne istotne eventy: Hush na Stadionie Narodowym oraz wspomniany wyżej Slow Market w Soho Factory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz