Wystrój jest zupełnie nie oczywisty. Przebudowany komunistyczny klocek zaopatrzony został w werandę, niczym w hiszpańskich hacjendach, we wnętrzu zaś króluje prostota, (prawie) przesuwne drzwi nawiązujące do japońskiej kultury, przeplatają się tu z kratami w oknach i szkolnymi ławkami. Całości dopełnia wielki regał od ziemi aż po sufit, zapełniony, dziesiątkami gier planszowych. To jednak nie wszystko, na Solcu można zjeść i to naprawdę wymyślnie. Oferta jest tak zaskakująca, że trzeba dobrych parę minut, żeby zdecydować się na któreś z równie oryginalnie skomponowanych dań: ciasto czekoladowe z dżemem z buraków, rosyjska solianka, budyń z gorącymi malinami nakrapiany alkoholem, czy chociażby biała kiełbasa z pieczonymi korzeniami, gorczycą i miodem oraz galaretką z kiszonej kapusty.
Klimat tergo miejsca, jest tak przyjemny i relaksujący, że chce się tu wracać. Ja na pewno wrócę, chociażby po to, by zagrać w cztery tuziny gier planszowych, w które dotychczas nie miałam okazji i spróbować kremu z pieczonego pasternaku, z marynowaną czerwona kapustą.
Poniżej urywki z naszego babskiego spotkania, na którym ścigałyśmy się w budowie XIX wiecznych tras kolejowych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz