Teraz gdy jestem na tej zielonej wyspie pomyślałam sobie, że przyszła na to ostateczna pora, bo gdzie jeśli nie tu można z największą przyjemnością spijać każde słowo, które opowiada o Anglii, dotyczy jej i samego Londynu, czyta się to zupełnie inaczej, nawet jeśli to najszczersze obelgi, niczym ta poniżej:
"W Anglii nie miałem nikogo bliskiego, byłem więc wolny jak ptak lub raczej jak człowiek z dziennym dochodem jedenastu szylingów i sześciu pensów. W tych warunkach oczywiście ciągnęło mnie do Londynu, tego wielkiego śmietniska, które z nieodpartą siłą ciągnie do siebie wszystkich włóczęgów i nierobów z całego Imperium" ( Studium w szkarłacie)
Zrobiłam sobie dziś leniwą niedzielę, zaczytując się w cykl przygód o Sherlocku Holmesie, zaczynam mój tygodniowy maraton z Conanem Doylem, w przyszłą niedziele dam Wam znać jak się skończyła moja tygodniowa randka z angielskim autorem. Co myślę o nim, tworzonych przez niego postaciach oraz klimacie jakie roztacza wokół głównej fabuły. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w następny weekend przespaceruje się po Londynie śladami autora oraz bohaterów jego najsłynniejszej sagi.
Jutro zapraszam na posta, z drugą częścią opowieści o Regent's Parku i Little Venice.
Czekam na wrażenia:)
OdpowiedzUsuń