niedziela, 6 czerwca 2010

Romantyzm obnażony

( post przeniesiony z mojego starego bloga life-stylowego: awangardastyle )

I nadszedł czas - wielkiej przygody... sesje uważam za rozpoczętą!
Od kilku dni bezustannie, obcuję z słowem pisanym. Zagłębiam się w morzu liter czarnych i złowrogich opisujących polskie klęski i zdrady, ale także  ciepłych, miękkich i przyjaznych przypominających o męstwie, oddaniu i nieśmiertelnej świadomości istnienia narodu polskiego. Czytam i przestaje funkcjonować. Rzeczywistość już nie istnieje. Jak zwykle czuje, że trące grunt pod nogami, jestem tym co czytam..  Przez ostatnie dni, przebywam bezustannie na dworach magnackich, pełnych przepychu i myśli patriotycznych, spaceruje po przepięknej Arkadii Heleny Radziwiłłówny oraz zwiedzam świątynie Sybilli wraz z westalką polskiej kultury Izabellą Czartoryską, której historia życia pobudza wyobraźnie. Czytam o romantyzmie i na nowo czuje, że ma dusza ulatuje w eter. Stąpam po gruncie, którego dotąd nie było mi dane poznać tak wnikliwie z każdej z stron. Czytam o wzniosłych ideach, poznaje biografię wielkich ludzi, poetów, malarzy, historyków, mecenasów - ale także zagłębiam się w historii prostego ludu, poznając prawdę o prawdziwym ubóstwie, brudzie i niechlujstwie - prawdziwej twarzy XIX wiecznych miast i społeczeństw zarówno miejskich jak i wiejskich. Zgłębianie prawdy ma to do siebie, że często silnie godzi w ukochane przyzwyczajenia i mity.  Dawno temu umiłowałam ten wiek, złoty, wspaniały, barwny i różnorodny.. przede wszystkim romantyczny, kochając tak naprawdę tylko jego odbicie – zaczerpnięte ze wspomnień ludzi żyjących w epokach po niej następujących, tak samo stęsknionych za czarem minionych dni, i bezpowrotnym romantyzmem,  jak ludzie XXI wieku. Tak więc prawdziwy wiek XIX jaki przyszło mi poznać, nie zachwyca mnie, nie zniewala, jednak ta prawda, którą dane mi było poznać - mimo, iż dociera do mnie, moje umiłowanie go każe zepchnąć je na margines mej świadomości. 
Dużo prościej, żyć mając w swej wyobraźni jakąś krainie idylliczną, jakiś czas zaklęty w tajemnice szczęścia, bohaterstwa i niezłomności.. osnuty romantyzmem, zamknięty w szkatułce piękna.

Tak więc jak ten wędrowiec z głową chmurach – Caspara Dawia Friedricha , przemierzam szalki kultury polskiej przez oświecenie pełne bajecznych obrazów Norblina, Canaletta i Baciarelego, dalej przez Romantyzm, wzniosły i wspaniały. Bawi mnie nieziemsko, czytanie mickiewiczowskich fraz, wzruszają mnie i zachwycają... śmieszą i smucą, dalsza droga prowadzi, kręto przez osty i pokrzywy raniąc nogi i serce - posępnymi pozytywistycznymi hasłami Prusa i Orzeszkowej, których szczerze nie znoszę. Ta kręta i nieprzystępna droga niczym strome i śliskie stopnie tolkienowskiego Cirit Ungol prowadzą mnie na szczyt ... lecz nie posępny i złowrogi, a zwiewny i lekki - jest to parada młodości - Młodej, cywilizacji, Młodego ducha, Młodej sztuki... Młodej Polski! - ideę tak przez barwne polany, obsypane złotym kwieciem, pełne kolorowych motyli i aniołów, Jacka Malczewskiego, i witraży Mehoffera.. wkraczam w ten arcybarwny ogród, piękny lecz dziwaczny i umieram z rozkoszy otoczona tą wykwintną sztuką, atakowana ze wszech stron dziełami Fałata, Witkiewicza, Wyspiańskiego, Wyczółkowskiego, Stanisławskiego, Axentowicza i innich moich znajomych, z którymi zaprzyjaźniłam się za sprawa wspomnianego ostatnio Fałat’owego pamiętnika.
Zgłębianie wiedzy to rodzaj przygody.. Nie możesz z kimś wygrać - to przyłącz się do niego, w myśl tej zasady, znienawidzony jeszcze niedawno przeze mnie  wiek XVIII dziś stał się dla mnie niemalże przyjacielem. A niezrozumiała epoka modernizmu - rajem odnalezionym.
Teraz liczę dni, do wizyty w muzeum śląskim, która obiecałam sobie juz kilka tygodni temu. ...