środa, 28 grudnia 2011

O północy w Paryżu

Czuje się wypluta z innego świata. Własnie obejrzałam magiczny film "o północy w Paryżu" i pogrążyłam się w zupełnej nostalgii i tęsknocie..  Ileż bym dała by móc choć na jeden wieczór zanurzyć się w rozkoszach świata lat 20... Paryża lat 20 albo też Paryża Belle Epoque. Taka już ludzka natura, że wiecznie pożąda czegoś nieosiągalnego, a docenia czar przedmiotów i wydarzeń gdy te miną bezpowrotnie...

niedziela, 4 grudnia 2011

Kiedy byłam ekscelencją - Jadwiga Beck

Urwanie głowy.. Totalne urwanie głowy, Przez ostatnie dwa tygodnie walczyłam z pięcioma referatami i próbowałam stworzyć abstrakty na nadchodzące konferencje. Spałam w skrajnych chwilach po 4 godziny i straszliwie marzłam z przemęczenia. Chwile ciepła i otuchy zapewniała mi przemiła kobieta, którą zgarnęłam do "grona swych znajomych" przypadkiem  -Jadwisia Beck. Książka "Kiedy byłam ekscelencją", którą czytałam "na raty" przez dwa tygodnie - dozując sobie maleńkie porcje, bajecznych lat 30. Dzięki

Jadzi możliwym stało się zasiąść do kolacji z Józefem Piłsudskim, Mołotowem
 czy Litwinowem bądź tez zjeść śniadanie z Goerngiem czy królem hiszpańskim. To niesamowita przygoda i niezwykle cenne doznanie - móc poznać osądy tej znamienitej damy na temat wybitnych osób jej epoki, których w większości miała okazje poznać z prywatnej strony, nie często prezentowanej na kartach historii. Szczególnie cenne były dla mnie jej spostrzeżenia dotyczące Ligi Narodów oraz popularnych wówczas fiv'ów, czyli spotkań towarzyskich organizowanych na wzór angielskich herbatek -pijanych zazwyczaj "about five o'clock". Jadwiga tak wspomina "polish tea time":

"(...) Herbatki ... sławne " de 5 a 7" ! Dni w tygodniu siedem. Niedziela odpada, czasem i sobota. Zostaje jeszcze pięć. Korpus dyplomatyczny i "bywająca" Warszawa składała się z setek osób. Herbatki mogły być raz na miesiąc, ale wtedy- bez skomplikowanej buchalterii- bywać na nich nie sposób. Trzeba wbić sobie w głowę lub w kalendarz: gdzie i u kogo drugi wtorek po piętnastym lub pierwszy piątek po siódmym. W każdym razie dni nie starczy i codziennie jest kilka "tea" (...)"

To szokujące jak towarzyskie życie przychodzi niektórym prowadzić, często wbrew własnym upodobaniom z powodu bezlitosnych konwenansów zaciskających się u szyi dyplomatycznego środowiska. Z zazdrością zawsze myślałam o niesamowitych możliwościach podróżowania - dyplomatów, z drugiej jednak strony ścisły program wszystkich zagranicznych spotkań (których ciężar skrupulatnie odnotowała Jadwiga) sprawia, że z fascynującej przygody -wyprawa przemienia się w zrytmizowaną męczarnie, która przybiera podobny wygląda bez względu na miejsce, w którym się ono odgrywa. Można by dojść do wniosku, że równie dobrze można by je wszystkie przeżyć na warszawskim "podwórku", z niemalże podobnym efektem.

Nie zazdroszczę jej tego braku swobody, ale podziwiam jej klasę i umiejętność zachowania w każdej sytuacji, z wrodzoną sobie, naturalnością.

Zachęcam do lektury. Obok Magdy Samozwaniec, (żeby było jasne, nie porównuje stylu, obu pań, lecz faktografie) to do tej pory najlepsza w moim mniemaniu autorka opisująca z autopsji okres międzywojenny. Daje nam możliwość poczuć jego klimat, a oto przecież chodzi w w tej literackiej magii.