środa, 28 grudnia 2011

O północy w Paryżu

Czuje się wypluta z innego świata. Własnie obejrzałam magiczny film "o północy w Paryżu" i pogrążyłam się w zupełnej nostalgii i tęsknocie..  Ileż bym dała by móc choć na jeden wieczór zanurzyć się w rozkoszach świata lat 20... Paryża lat 20 albo też Paryża Belle Epoque. Taka już ludzka natura, że wiecznie pożąda czegoś nieosiągalnego, a docenia czar przedmiotów i wydarzeń gdy te miną bezpowrotnie...



Film ten poruszył problem, z którym spotykam się od wielu lat. Nie tak dawno udało mi się wyleczyć z chorobliwej tęsknoty za XIX wiekiem i wszystkimi skarbami jakie z sobą niesie. Jednak ciągle jeszcze, gdy na chwile zaprzestane myśleć prozaicznie marzę o choćby kwadransie ukradzionym z tamtej epoki. By móc wdychać to samo powietrze co Austen, siostry Bronte czy Maud Montgomery. A ostatnimi czasy częściej zdarza mi się myśleć z czułością i wielkim rozrzewnieniem o czasach, o których zaczęłam mówić jako o moich własnych, czyli dwudziestoleciu międzywojennym. Międzywojnie i jego niezwykła atmosfera, jakby powodowana poczuciem nadchodzącej tragedii, wzmożonej twórczości i pragnienia życia. Niebywałego pragnienia rozkoszowania się życiem i jego dobrodziejstwami, które odbija się w tępię przemian zachodzących w sztuce intensywności trendów narzucanych w modzie i znaczących zmian w mentalności społeczeństwa Nigdy moda nie była tak błyszcząca i szokująca jak wtedy, gdy kobieta ze zdeformowanej porcelanowej lalki przemieniła się w zwinną chłopczycę, ani sztuka tak barwna i intensywna jak ta serwowana przez ekspresjonistów, fowistów, dadaistów i surrealistów. A bohemy tak płodne w znamienite dzieła literackie.



Być może tak było faktycznie, dziś to jedynie mój podziw dla tej epoki, którą znam z wspomnień zachowanych z czasów, które tak sobie upodobałam. Moja wizja zaczerpnięta od Madzi Samozwaniec i jej Mari i Magdaleny, Młodej i Niemłodej Mężatki, listów i pamiętników Juliana Fałata, wspomnień i listów Wojciecha Kossaka, wspomnień Jadwigi Beck czy Poli Negri oraz opracowań historycznych. Wiem doskonale o tym, że jest tylko fragmentarycznym odbiciem epoki, która w swej wyidealizowanej formie przetrwała na skrawkach wspomnień ludzi z minionej epoki. Jednak nie przeszkadza mi to kochać o niej wspomnienia. Wiem, że równie prawdopodobne jest, że za 90 lat jakaś młoda 20 letnia kobieta czytając moje wspomnienia zauroczy się czasami, w których przyszło mi żyć. I nie będzie w tym nic nadzwyczajnego. Prawdopodobnie będzie to najsłuszniejsza rzecz jaką mogłaby zrobić.

Z całą swą afirmacją dla czasów minionych i szczególnie mi bliskiego okresu Dwudziestolecia Międzywojennego mam poczcie niesamowitej wdzięczności względem opatrzność, losu, Jednostki Nadrzędnej czy jakkolwiek ją nazwiemy, za to, że mam możliwość, żyć w dzisiejszych czasach. Pięć lat temu, gdy przynajmniej raz w tygodniu oglądałam Dumę i Uprzedzenie, zapytana - w jakich czasach, chciałabym żyć, bez namysłu odpowiedziałabym "w epoce cudownych dżentelmenów i pięknych manier" myśląc z czułością o początkach XIX wieku, dwa lata później po lekturze Jane Eary pragnęłam być częścią wiktoriańskiej społeczności z połowy XIX wieku. Później odkrywając czar wiedeńskiej secesji - nie chciałam znać innych czasów jak schyłek Wiedeńskiego Bell Epoque ! A dziś?
Chyba dojrzałam. I mimo skazy romantyzmu na duszy i potrzeby oglądania się raz za razem za siebie, czuje się wolna od pragnień życia w innych czasach. Dziś tu jest mój dom. Nie zrozumie mnie nikt, kto nie zapadł na tą straszną chorobę duszy jaką jest tęsknota za minionym wiekiem.

Pytana co cudownie uleczyło mój stan, z żartem odpowiadam - samochód. I poniekąd jest w tym ziarnko prawdy. Bowiem nie ma nic cudowniejszego na tym świecie jak nieskalane poczucie wolności i nieograniczonych możliwości. Żadne czasy o których czytam i uczę się i będę uczyć innych, nie dają kobiecie takich możliwości. Zrozumieją mnie te Panie, które cieszą się niezależnością i znają te miłe uczucie w brzuchu, gdy zasiadają za kierownicą i mogą jechać gdzie tylko zechcą, w radiu rozbrzmiewa ulubiony kawałek, a włosy rozwiewa wpadający przez uchylone okno wiatr...
Te chwile sam na sam ze sobą, gdy prowadzę samochód nauczyły mnie doceniać czasy, w których przyszło mi żyć. Czasy wolności, spokoju, dobrobytu i rozwoju technologii. Czasy powszechnej edukacji i równouprawnienia. Nowoczesne, ale nie pozbawione resztek romantyzmu. W rzeczywistości najlepsze jakie można sobie wymarzyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz