czwartek, 30 maja 2013

Najlepsze Urodziny:)



Myślałam, że niewiele może mnie już zaskoczyć, przyjmuje ostatnio wszystko jak leci bez mrugnięciem oka. Analizuje kwestie, które byłyby nie do pomyślenia jeszcze pół roku temu: czy nie wynająć pokoju w moim domu ludziom z Bangladeszu, czy nie zostać sprzątaczką w Norwegii i czy nie zrobić prawo jazy na motor. Moje życie nabrało przyspieszenia, a ja mam dla niego dużo tolerancji. Nie spodziewałam się jednak, że coś może mnie do tego stopnia zaskoczyć, że zaniemówię! Tak, ta wiecznie otwarta jadaczka zamilkła za sprawą - niezwykłej niespodzianki jaką zorganizowali dla mnie moi znajomi organizując urodzinowe przyjęcie niespodziankę pod naszym wydziałem! Oniemiałam z zaskoczenia, chyba pierwszy raz brakło mi słów. Był tort i raca i pikolo z terminem ważności do 2014 roku. Dostałam nawet prezent - kubek pełen żelek! Cieszyłam się jak małe dziecko. Fajnie zostać czasem zaskoczonym:) Przedłużeniem tej niespodzianki była domowa impreza, nareszcie miałam okazje pokazać moim znajomym moje rodzinne miasto:)

Dziękuje Wam Moi Mili.


....a później poprawiliśmy u mnie w domu:)

środa, 22 maja 2013

Szaleństwo z ostatniej chwili - Edynburg!

Podroż goni podroż  wystarczy tylko trochę chęci, kilka złotych i dobre towarzystwo. Miałam już nigdzie nie jechać aż  nie nastanie spokojny czas - nagrody bądź pocieszenia po egzaminie z dotychczasowego życia  czyli rekrutacji na studia doktoranckie. Moim osobistym dniu sądu ostatecznego, który przypada dnia 13 lipca roku bieżącego. Stało się jednak inaczej, pewnego poniedziałku obudził mnie sms: " są bilety do Edynburga za 168 zł Jedziesz?"  no i co miałam napisać  Że niby nie? Nie mogłam! I tak oto siedzę teraz i pisze w szybkością karabinu maszynowego ostatnie strony do mojej obrzydliwej pracy magisterskiej o rozwiązłych kobietach, które za sprawą swych łóżkowych podbojów wpływały na kulturę,  politykę oraz modę w XVIII wieku ... i odliczam dni do lotu w stronę deszczowego Edynburga. Tego naprawdę nie planowałam!




Ekipa sprawdzona - dwójka przyjaciół na dobre i złe, z którymi przemierzyłam w tym roku Lwów wzdłuż i wszerz  zjadłam prawie wszystkie dostępne dania w Puzatej Chacie, Przeżyłam zamieć śnieżną i przetrwałam najtrudniejszy egzamin na moich zacnych historycznych studiach. Jednym słowem nie może być lepiej. Zmotywowana uciekam do pracy!


Boże, jak ja Kocham życie!

niedziela, 19 maja 2013

Jazda na motorze - kolejne doświadczenia do słoiczka:)

Różne wariactwa się mnie ostatnimi czasy trzymają. Generalnie postanowiłam się wcale nie hamować, wszystko co przychodzi mi do głowy ma zostać zrealizowane:) Tym sposobem, gdy tylko mój brat przytaszczył do domu motor, który miał za zadanie pomalować, od razu nakręciłam się, że opanuje tą nieznaną mi dotąd sztukę.


Pierwsza jazda była fatalna, trzymałam nogi w górze i nie pamiętałam gdzie jest hamulec:) A po zejściu z motoru bolały mnie biodra od pomysłowego rozstawienia nóg w rozkroku podczas jazdy próbnej. Drugiego dnia, przyssałam się jednak do maszyny i nie chciałam z niej zejść! Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek to powiem, ale to wspaniałe uczucie! Nie do opisania!. Naprawdę czuje się wiatr we włosach i wszem ogarniającą radość. Od lat kocham jeździć samochodem  i nie przypuszczałam, że coś może podważyć tą miłość tym bardziej jakiś jednośladowiec!


Na pewno nie był to mój ostatni raz:) Zaczęłam nawet analizować prawo  jazdy kategorii A!:)





środa, 15 maja 2013

majowa codzienność. instagram

Majowa codzienność ma smak starej kawy i lidowskiego musli, zapach zakurzonych książek i już zawsze będzie nasuwać wspomnienie zarwanych nocy. Ileż to bojów trzeba stoczyć z samym sobą by dobrnąć do końca, by urodzić prace, która da człowiekowi trzy literki przed nazwiskiem...













niedziela, 12 maja 2013

Walencja - kilka (subiektywnych) uwag praktycznych

Przerwę na jakiś czas moją lwowska opowieść,  by na chwilę przenieść Was w cieple klimaty piaszczystej plaży na Costa Blancka  - czyli do Walencji, do której trafiłam za sprawą cudownych tanich linii lotniczych Ryanair na cale bajeczne 4 dni.


Walencja mimo, iż jak podaje ciocia Wikipedia jest trzecim co do wielkości miastem Hiszpanii w rzeczywistości nie jest duża, a zwiedzenie jej, (w naprawdę powolnym tempem) nie zajmuje więcej niż 2 dni, trzy to naprawa wystarczająco by obejść wszystkie zakamary, odwiedzić muzea, kościoły i cudowne knajpeczki z lokalnymi specjałami.



Skąd pomysł by w kwietniu lecieć do tego miasta? Pomysł zaistniał wcześniej, już w styczniu planowałam, że przylecę do tego miasta na chwile, korzystając z zaproszenia dobrego znajomego ze studiów - który zamieszkał tu z okazji pół rocznego pobytu na Erasmusie. Pragnęłam zobaczyć Fallas, jednak w tym samym czasie odbywała się wspomniana wcześniej konferencja we Lwowie, więc niestety nie było to możliwe. Ostatecznie udało mi się upolować świetnie bilety właśnie w kwietniu. Kosztowały - 186 złotych w dwie strony. Niestety moja spóźniona reakcja i poszukiwanie towarzysza na wyjazd, sprawiły, że pierwsza tura najtańszych biletów została wykupiona, kolejna jednak wcale nie była wiele droższa, więc moja studencka kieszeń stypendysty, mogła sobie na to szaleństwo spokojnie pozwolić:)




Lubie wiedzieć niemal wszystko na temat miasta, które odwiedzam, czytam książki których akcja dzieje, się w danym mieście, biografie sławnych ludzi, którzy żyli i tworzyli w jego murach, wertuje przewodniki i książki do historii oraz sztuki. Walencji nie udało mi się poznać od strony literackiej. Przed wyjazdem zaopatrzyłam się jedynie w marcowy numer Travela, który szeroko opowiadał o Fallas i zapakowałam do walizki kupiony 3 lata wcześniej opasły przewodnik Berlitza po całej Hiszpanii, którego szczerze mówiąc nie polecam.


Zawsze całościowe ujecie państwa jest niekorzystne dla mniejszych miast, a w przypadku tak bogatego w zabytki państwa jak Hiszpania i obszernego pod względem powierzchni - wydanie całościowe wydaje się być wręcz absurdalnym pomysłem, które oprócz sporej fizycznej wagi - nie wnosi nic w naszą podróż. Walencja jest w nim ujęta na 3 stronach, które bardzo enigmatycznie opisują zabytki zaznaczone na maleńkiej mapie która w żaden sposób nie może być przydatna. Osobiście dużo bardziej cenie ich wydania monograficzne dotyczące jednego miasta, bądź regionu. Niestety po Walencji nie ma przewodnika indywidualnego, ani po samym mieście, ani po rejonie, dlatego tez musiałam zadowolić się tym co było mi dane. Resztę doczytałam z internetu:) Liczyłam również na pomoc Oskara, który zaprosił nas do Walencji, i który poznał już miasto jak własną kieszeń w przeciągu niemal czterech miesięcy życia wśród Hiszpanów.


poniedziałek, 6 maja 2013

Manifest do wszystkich Kobiet

Kilka lat temu napisałam na moim starym blogu tekst, który pozwolę sobie dzisiaj zacytować bo w pewien sposób oddaje obecny stan moich emocji: ( tekst z 5 października 2009 roku). Co prawda, zawodowo jestem już w innym miejscu, wiem czego chce i konsekwentnie realizuje swe cele, co czyni mnie szczęśliwą i zadowoloną z własnej pracy. Jestem już wolna również od pragnień, życia w innej epoce i z rozkoszą korzystam z dobrodziejstw XXI wieku. Jest jednak jeden punkt zbieżny - pragnienie wolność i świeżość, która przebija przez ten tekst sprzed ponad  3,5 roku jest tym co teraz przepełnia moją dusze.

Co się stało? Rozwodzę się i jest to najlepsza rzecz jaka przytrafiła mi się od ostatnich 3 lat! Nie ma miłości bez wolności - a w sytuacji, w której partner tłamsi wasze pragnienia, emocje i podcina skrzydła waszym nadzieją i marzeniom nie sposób osiągnąć szczęście. Jeśli czytają to jakieś kobiety, które czują, że nie są szczęśliwe w relacji, którą przyszło im zbudować z człowiekiem, którego wybrały, ale z jakiś banalnych przyczyn boją się porzucić ten związek to naprawdę otwarcie zachęcam Was do tego. 

Mężczyźni się nie zmieniają. Sytuacja zasadnicza nigdy się nie poprawia, a z czasem bywa tylko gorzej. Ślub to formalność, na którą nie powinien decydować się nikt, kto nie zna partnera w 100% procentach, nie przetestował go w wielu sytuacjach życiowych oraz nie ma pewności, że na pewno może na niego liczyć. Związek bez wspólnych pasji, łączenie się nawzajem dwóch światów - to piękna opowieść rodem z Hollywood, w rzeczywistości jednak, jeśli nie macie żadnych wspólnych zainteresowań (nie! oglądanie seriali się nie liczy!) skazujecie się sami na duchowe morderstwo. 

To tragiczny komizm sytuacji, że przeszło trzy lata temu byłam w tak zbieżnej sytuacji..


(październik 2009)

"To nie są zmiany, to nie są synchronizacje, asymilacje, przestawienia, przemeblowania, dostosowania... Nie! nic z tych rzeczy. To prawdziwa, najprawdziwsza rewolucja !!!
Rewolucja życiowa!
Przyszedł czas na chwilę szczerości. Czuje, że jestem Wam to dłużna drodzy czytelnicy. Koniec kreowania mitów. Udawania przed całym światem i co gorsza przed samą sobą chodzącego ideału. Kurtyna opadła, światła zgasły - a ja wracam do  żywych, zbiegam z stromych stopni kreowanego przez siebie olimpu - na miękką murawę codzienności. Tu zamierzam pozostać. Niewiele brakło - a udusiłabym się własnym życiem. Od dłuższego czasu byłam na najprawdziwszym wykończeniu.
 To dość złożona historia. Życie w toksycznym związku, (...) wysysało ze mnie wszystkie witalne soki. Ciągle szukałam nowych stymulacji by mieć cokolwiek - co mogłoby dać sens memu istnieniu, nieustanne poszukiwania, przypominały bardziej ciągłą szarpaninę i krótkotrwałe ekscytacje niż  prawdziwą drogę samorealizacji - jaką chciałam sama w tym dostrzec. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że zbyt wiele rzeczy które zrobiłam ostatnimi czasy - robiłam na siłe, by móc uciec od własnych mysli, by bezmyślnie zaspokoić najpłytszą potrzebę własnego ego. Nieustanna szarpanina za słowami uznania i pochwały - doprowadziła mnie do granic własnej wytrzymałości.
Dokładnie trzy tygodnie temu - zamknęłam ostatecznie ważny rozdział w moim życiu. Rozstałam się z Mężczyzną, z którym splątałam swe losy na prawie 8 lat.  Uważam, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem. Stoję dziś twarzą do Słońca  i nie oglądam się już wstecz. Mam poczucie, że niewiele dotychczas żyłam. I pragnę to zmienić.
Przez ostatnie trzy tygodnie odnalazłam na nowo siebie. Stanęłam na nogi silna jak nigdy dotychczas. Mimo, iż cele mi się rozmyły wiem bardziej niż kiedykolwiek czego teraz chce: Chce żyć!

Stanęłam przed lustrem odziana we własne krynoliny - i uporczywie zaczęłam zastanawiać się ile w tym wszystkim mnie samej? Czy czasem nie jest tak, że uciekłam pod swe bezpieczne halki i szeleszczące tiule, z dala od prawdziwego świata? Osłaniając dziecinną tęsknotą za literacką fikcją. Sukcesywnie dystansując się od otoczenia... Tak właśnie było. Stworzyłam obraz samej siebie, w który bardzo chciałam uwierzyć, tuszując swoje niedoskonałości - dążyłam do własnego ideału. Wykreowałam się sama przed sobą, a niemożność osiągnięcia celu doprowadzała mnie do wewnętrznego wyniszczenia.

Teraz powiedzmy sobie szczerze - odpuściłam. Być może rozczaruje Was tym co teraz powiem, ale to prawda, nie zależy mi na awangardzie, na ekscentrycznych strojach i szokowaniu otoczenia.  Chce wreszcie poczuć się częścią świata, częścią tego tłumu, który przez ostatnie lata konsekwentnie zwalczałam tocząc bezmyślny bój z macdonaldyzacją społeczeństwa i globalizacją. Za który dziś szczerze mi wstyd. Nie zawrócę biegu rzeki. Nie zmienię Świata. Koniec z przecenianiem własnych możliwości i egocentryczną maskaradą. Chce dowiedzieć się wreszcie jak to jest żyć w XXI wieku, bez śmiesznej tęsknoty za nieznaną z autopsji lecz tylko muśniętą i przeinaczoną, mocno podkolorowaną XIX wieczną przeszłością.

Powiem to raz jeszcze głośno i wyraźnie, nie chce być już outsiderem. Na własne życzenie wyautowałam się po za świat, tęskniąc za powłóczystymi sukniami i romantyczną epoką dżentelmenów z białymi szalikami opatulającymi szyje i żakardowymi frakami dumnie błyszczącymi w świetle świec. Chce teraz żyć normalnie, pić cole na przystanku, biegać z psami po polach, móc czasem wyjść nieuczesana i nieumalowana, wskoczyć raz za czas w jeansy i klnąć jak szewc gdy będę zła. Chce móc jak każdy inny przyznawać się do błędu i swej niedoskonałości, chce złamać wszystkie zapory miedzy ludźmi jakie przez ostatni czas zbudowałam. Koniec z mitami i autokreacją. Dziś zależy mi tylko na tym by ludzie oceniali mnie za to jaka jestem nie za to co robię gdy mam chwile wolnego czasu.
A wiec nie przez pryzmat fotografii i stylizacji, które są jakimś tam raczkowaniem, a może nawet embrionowaniem w branży i nie za 5 z egzaminów bo to nic nie znaczy, lecz za to jakim człowiekiem jestem.
To dla wszystkich na pewno szalenie wytarte prawdy, tak oczywiste, że aż śmieszne, przeżarte i wyświecone. Jak widać jednak nie każdy uświadamia je sobie w tym samym okresie życia. Na mnie przyszedł czas własnie teraz. Zdeklasowałam swój system wartości, przetasowałam celem i priorytety.
Jestem Wolna od własnych zniewoleń. Szczęśliwa jak nigdy. Pogodnie patrze w przyszłość, być może dlatego, że nie wybiegam w nią już zbyt daleko. Nie chce nic planować to zbyt determinuje ludzkie poczynania.

 Obecnie mam wielką potrzebę robienia nowych rzeczy, smakowania, próbowania ... Jak dwuletnie dziecko poznające świat - pragnę wszystkiego dotknąć i obejrzeć z bliska. Mam dziwne wrażenie, że w przeciągu ostatnich trzech tygodni doświadczyłam więcej niż w przeciągu całego ostatniego roku...
(...)
Drżyj świecie nadchodzę! Silna, pełna optymizmu, bez ograniczeń.