piątek, 27 marca 2015

Londyn - nieemigracyjny.

Nie przypuszczałam, że wizyta w Anglii sprawi mi tyle radości. Przez pierwsze miesiące po powrocie z Londynu, pryskałam jadem na samo wspomnienie angielskiej bylejakości. Potrzebowałam trochę czasu, by nabrać dystansu do własnych doświadczeń z czasów życia w na wyspie. Anglia tylko na mapie wydaje się być częścią Europy. ta prawda wyniesiona z podstawówki, na miejscu, wydaje się zwykłą bujdą.To oderwane od reszty kontynentu miejsce, zupełnie inne niż wszystko co możemy spotkać na kontynencie, za to w całej swej inności zupełnie zunifikowane. Gdziekolwiek na wyspie się nie zatrzymamy, uderzy nas "ten sam" rząd zrośniętych z sobą domków jednorodzinnych, sklepów prowadzonych przez bengalczyków pod szyldem off licens (coś na kształt naszych monopolowych) czy kolorowych wystaw sklepowych, które  z daleka zachwycają ferią barw, z bliska zaś szokują bylejakością, zbutwiałym drewnem, odpryśniętym lakierem, brudną firaną, wszystkim tym co może brzmi kuriozalnie i małostkowo, nie jednak, gdy staję się natręctwem dnia codziennego, nie wyjątkiem a regułą, którą jak refren, czy wieczorną modlitwę powtarza każdy zakręt i wąska uliczka.



Anglia to specyficzne miejsce, jeśli tylko nie musi się tu żyć, to bardzo przyjemna alternatywa. Kilka dni urlopu na wyspie, może tylko wzmóc uczucie sympatii do angielskiej kultury i zupełnie odmiennej estetyki. Dopiero wowczas, gdy przychodzi nam ocierać się każdego dnia o tą angielską odmienność, zaczyna nas ona uwierać. To jak z sukienką na manekinie, dopóki nie musimy dopiąć wąskiego zamka i znosić ocierajacego materiału, bedzie nam wydawała się idealna. Pozostaje nam wciągnąć brzuch i życ na bezdechu, co w emigranckim języku będzie znaczyło dopasować do reguł i innościzaakceptować ją jako swoją nową codzienność, lub wyjechać

Kochałam Anglię bardziej niż potrafi sobie to wyobrazić czytelnik, pozbawiony romantycznej duszy i skłonności do egzaltacji. Wzdychałam do angielskich wrzosowisk i kamiennych wiosek. Wszystkie najważniejsze powieści, które odcisnęły piętno na moim życiu, życiowych wyborach i osobowości, działy się na wyspie lub osadzone były w angielskiej kulturze.

Londyn był więc jednym z największych moich podróżniczych marzeń. Pierwsza wizyta w mieście, była więc czymś więcej niż kilkudniową wycieczką. .. Prawie 9 miesięcy spędzonych w tej metropolii drastycznie wpłynęły na mój stosunek do stolicy jak i całej wyspy. Tłum, brud, komunikacja miejska, ceny, jedzenie.. wszystko to doskwierało mi na każdym kroku, nie pozwalając się cieszyć codziennością.

Gdy siedzę teraz nad filiżanka latte z widokiem na st. Paul Christophera Wrena i przepiękną panoramę miasta cieszę się, że znów tu jestem w tym mieście, w którym czuje się zupelnie u siebie. Spacer utartymi szlakami. Jazda tak dobrze znanym metrem, obiad na Brick Lane,smak angielskiego cydru wizyta w Tate Modern czy jazda piętrowym autobusem... Jak szczur, intuicyjnie skręcam w kolejne uliczki, jakbym nigdy nie wyjeżdżała z tego miasta, jakby nic się nie zmieniłoZapominając momentami, że to już nie moje miasto.. Wierze jednak, że wszędzie gdzie zostajemy na dłużej pozostawiamy jakąś cząstkę siebie. Chodząc tymi londyńskimi ulicami, odnajduję swoje dawne refleksje, zapomniane myśli, wyparte z jaźni wspomnienia. Dzięki tej sentymentalnej podróży czuję się pełniejsza.  Odzyskała ostrość widzenia i obiektywizm.


środa, 18 marca 2015

Warszawa Moja Miłość - retrospekcja

Zawsze mamy coś innego niż to co naprawdę chcielibyśmy mieć. Może więc wyda się dziwne, gdy powiem, że jestem dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam być. Mieszkam w mieście, które na ten moment, jest najcudowniejszym miejscem do życia, jakie znam. Kocham je bezgranicznie i być może to uroki fascynacji. Pierwsze miesiące miłości, gdy jeszcze ciągle odczuwa się motyle w brzuchu i palpitacje serca. Ciągle jeszcze jestem zakochana! Zauroczenie, trwa na całego, nie mówię jednak, że to ta Jedyna, że to Miłość przez wielkie M, na całe życie a wybranka nie ma wad.  Z zaślepień wyleczyłam się (mam nadzieje, na zawsze) Niemniej jednak na ten moment pragnę wam wykrzyczeć, że Warszawa jest dokładnie tym, czego chce. Nawet, jeśli co jakiś czas krąży mi po głowie myśl, że chciałabym pożyć w innym dużym mieście i pojawiają mi się przed oczyma, Paryż, Wiedeń, Helsinki, a od niedawna i Berlin, przypominam sobie swoje rozczarowanie Londynem. Miasto to urzekło mnie bez reszty, nasze pierwsze krótkie, ale niezwykle intensywne spotkanie, było tym, które zapamiętuje się na całe życie. Gdyby moja noga nie stanęła na wyspie nigdy więcej, na zawsze zachowałabym w pamięci obraz miasta, w którym mogłabym żyć… Snując w głowie wizje alternatywnego życia w wielkiej metropolii. Rzeczywistość zweryfikowała jednak te wizje.  




Z Warszawą jest inaczej. Im dłużej tu jestem tym bardziej ją kocham. Od stukotu kół pociągu, przez czerwono-żółte tramwaje. Połyskujące na błękitno wieżowce na Placu Bankowym i kolorowe neony. Urokliwe miejsca i klimatyczne knajpki.
Im dłużej tu mieszkam, tym większą mam świadomość jak mało wiem o tym miejscu, jak ciągle mało ją znam. Cieszę się jak małe dziecko na myśl o weekendzie spędzonym w stolicy.
Gdy wiem, że spędzę weekend w Warszawie, wchodzę na Facebook, szukam wydarzeń w najbliższym otoczeniu, z setki dostępnych wybieram dla siebie kilka. Życie w wielkim mieście ma miliony plusów. Jednym z ich jest ogrom atrakcji. Mogę spacerować po mieście, siedzieć w kawiarniach, czytać, odwiedzać niszowe kina, dyskutować z podróżnikami, odwiedzać wystawy i grać w planszówki, próbować nowych dań z listy knajpek slow food, odwiedzać śniadaniowe targii i chodzić na spotkania literackie z artystami.

Niby nic mnie nie trzyma w tym mieście. Nie mam kredytu, rozpoczętych studiów, zobowiązań finansowych.. Nie mam nic. Mogę w każdej chwili spakować wszystko do dwóch walizek i wynieść się wszędzie. Ale nie chce! Chce tu zostać. Jest mi tu dobrze. Czuje, że to miasto ma mi jeszcze wiele do zaoferowania.

Pierwsze wrażenie jest Ważne. To była miłość od pierwszego wejrzenia. ( archiwalne zdjęcia z 2008 )

Berlin Treptow i okolice Kottbuser Tor

Poranek podobnie jak dnia poprzedniego zaczęłyśmy w milej kawiarni tuz obok. Tym razem jednak pogoda nie dopisywała. Zaopatrzone w bilet całodniowy ( 6,7 e) ruszyłyśmy na targ staroci do dzielnicy daleko od centrum. Nie umiałyśmy jednak dokładnie zlokalizować targowiska, a żadna z mijanych osób nie potrafiła nam pomóc.  Na pocieszenie kopiłyśmy więc suszi i ruszyłyśmy w stronę kolejnej dzielny której chciałyśmy się przyjrzeć z bliska.








niedziela, 15 marca 2015

Berlin - Alternatywnie: Kreuzberg

To by wyjazd bez planu. Bez zaznaczonych na mapie punktów. Bez must see. Nie miałam wielkich oczekiwań. Chciałam po prostu poczuć miasto, być tam gdzie tubylcy, zjeść tam gdzie miejscowi, bez fotek idiotek pod pomnikami ludzi, których nie znam i sá dla mnie bez znaczenia. Być niemym widzem dnia codziennego w dzielnicach, które nie mieszczą się na typowo turystycznej mapie.
Udało się. Wróciłam odmieniona. Berlin naładował mnie taką dawka pozytywnej energii, jakiej zupełnie się nie spodziewałam. Pierwszy raz od dawna jakieś miasto tak mnie zaskoczyło. Urzekło do tego stopnia, że przez myśl przemknęła wizja przeprowadzki do Berlina! Oczywiście to mrzonki, bardzo kocham Warszawę i na ten moment dobrze mi w stolicy, niemniej jednak myśl, że od Berlina jestem oddalona o kilka godzin pociągiem bądź nocny przejazd simple expresem sprawia, że cieplej robi mi się na sercu. To równoznaczne z tym, że kiedy tylko zechcę mogę spędzić tam znów kilka dni. Wykraść kilka godzin tego wszem obecnego chillu dla siebie. Nie wyobrażam sobie nie spędzić tam kilku dni w upalnych miesiącach. Już widzę się nad rzeką z kocykiem, cydrem i jakąś planszówka w towarzystwie moich najbliższych! Ach rozmarzyłam się!








Nie okłamujmy się Berlin jest kwintesencja współczesności. Wszystkim czego młody człowiek może chcieć od miasta. Jest przyjemne w odbiorze, ale nie nadęte. To miasto młode duchem, nie dookreślenie. poszukujące własnej tożsamości, nowego wyrazu. Przeorane przez historię szuka własnej tożsamości, niczym nastolatek, chce być wszystkim. Być może dlatego tak łatwo się tu odnaleźć młodym ludziom, którzy tak jak ono boją się szufladek i schematów. Na to czym jest dzis Berlin, nie mały wpływ miała gospodarka. Ogrom pustostanów, kilka ładnych lat temu był nie lada gratką dla artystów, którzy ściągali tu z rożnych stron świata, tworząc alternatywne enklawy w zastanych pustostanach. Tworzą luźne stowarzyszenia, wystawy, swoją obecnością wpływając na wygląd i charakter tego miasta. 
To nie centrum biznesowe. To również nie stolica w rozumieniu europejskim z parlamentem, białym domem, reprezentacyjną ulica handlową. To oczywiście też posiada ( jak wykazuje moja relacja z przed 4 lata) Można oczywiście zobaczyć tylko to ( i tez być zadowolonym) jest to jednak miasto, które ma o wiele więcej do zaoferowania, trzeba tylko mieć trochę odwagi, dać się ponieść jego urokowi. Pozwolić krętym, kolorowym, nieco odrapanym uliczką ponieść się gdziekolwiek. Iść bez celu przyglądać się ulicom, po prostu przyglądać się miastu i starać się je zrozumieć.
Zapraszam na pierwsza część relacji.

czwartek, 12 marca 2015

Moje ostatnie tygodnie na instagramie

Od połowy litego do połowy marca działo się wiele. Gdyby nie mój instagram ciężko byłoby mi spamiętać wszystkie wydarzenia ostatniego miesiąca. Z grubsza rzecz ujmując zaczęłam nową pracę na pięknym Muranowie w XVIII wiecznym Pałacu ( ale o tym innym razem), byłam w Berlinie, odwiedziłam rodziców w Jaworznie, byłam ciocią spędzając czas z Rudym Dzieckiem i odkrywałam kolejne knajpki z Krzysztofem w ulubionych Katowicach tym razem na tapetę wzięliśmy:  "Krystyna wraca z Wiednia" oraz Strefę Centralną.  Jaworzno zaskoczyło mnie wystawą poświęcona historii mody, a Zachęta rozczarowała ekspozycją. W Warszawie z kulturalnych wydarzeń najważniejszym było spotkanie z autorem reportażu opisującym życie na Wyspie Man, oprócz tego był nocny przejazd walentynkowym Autobusem zorganizowany przez portal GdzieNaWeekend.pl, Targi Śniadaniowe na Zoliborzu, zwiedzanie nowej Linii metra i inne atrakcje.

 Selfie w Zachęcie/ Zachęta/ Ochota poranne spacery
Mój Pałac Muranów/ Zimny luty/ Chodzę w tym samym

kawiarniane posiadówy/ Rue de Paris z wizyta u Agnieszki osieckiej/ Goście z Wiednia:*
Warszawskie spacery: Plac Zbawiciela/Kamionek, Soho Factory/ PKiN