poniedziałek, 17 listopada 2014

Kraków z Belgami

Są ludzie, z którymi, czas nigdy nie mija banalnie, a najprostsze wyjście staje się wielką przygodą bo sami mimo woli przyciągają do siebie niecodziennych ludzi i wypadki. Tak jest z Oskarem, dziesiątki przypadków Anglii, potwierdzają regułę, nawet  spacer z nim  po Warszawie, miewa swoje niezwyczajne zakończenie… Gdy więc rzuciłam hasło: „odwiedźmy Wawel”, korzystając z miesiąca bezpłatnych rezydencji, mogłam się spodziewać, że coś nadprogramowego nas spotka. 



Do wycieczki, przyłączyli się znajomi Oskara z Jastrzębia, a oprócz nich, poznani przypadkiem na przystanku Belgowie,  ( w liczbie 8 sztuk), którzy niczym rzep przykleili się do nas na długie godziny. W niecodzienny dla ludzi zachodu szukając dzikich oszczędności. Przyjechali oni zwiedzić Kraków, jednak by było taniej zatrzymali się w Katowickim Qubusie ( to nie jest najtańszy obiekt na Śląsku). Chcieli spróbować polskiej kuchni, zależało im jednak na niskiej cenie, zaprowadziliśmy ich więc do Baru Melcznego. Nie była to jednak nowa wersja, kultowych starych stołówek, a prawdziwa jadłodajnia niczym wyciągnięta z kadrów Barei. Znaleziony lokal, mieścił się na Kazimierzu, serwował pyszne placki, pierogi i zupy. Wystrój, pozostał niezmienny od założenia obiektu, plastikowe (niegdyś białe) panele na ścianach, gumowe obrusy, do których można się było przykleić i drewniane rozklekotane stoły. Wszystko to było bardzo autentyczne. Belgowie jednak popatrzyli na nas z przerażeniem, nie dowierzając, że takie miejsca istnieją. Kobiety w popłochu uciekły i postanowiły poczekać na swoich mężów na zewnątrz. Nawet zerowa temperatura nie skłoniła ich do powrotu do środka.






 Kolejnym punktem na naszej mapie, była pijalnia piwa i wódki, tutaj konieczny postój na tatara i wódkę. To było już ponad ich siły. Przerażona Belgijka niemal z piskiem, wyskoczyła na mnie, czy nie zdaje sobie sprawy co jem? Czy nie wiem co to salmonella? Popatrzyłam na nią zaskoczona i zapytałam czy nie widzi, jak czyste jest to mięso. Pokiwała tylko z dezaprobatą  głową i powiedziała, że nic nie zje w tym brudnym, państwie.

No niestety, tak się nie mówi. Tym bardziej, gdy jest się posiadaczem, tak mało atrakcyjnej (brudnej i niezbyt bezpiecznej) stolicy. Krótka wymiana zdań na temat zdrowej żywności ucięła temat.  Miałam okazje jeść przez kilka miesięcy „cudowne” papierowe angielskie jedzenie, wiem ile się płaci za zdrowa żywność na zachodzie – pamiętam tez, nieobjęte restrykcjami unijnymi towary w lwowskich marketach. Na tym polu jestem bezlitosna. Nie lubię takich pustych teorii.





Koniec końców, Wawel o godzinie 13 – okazał się tak przepełniony, ze biletów dla nas już brakło. Pogoda była straszna, a Belgowie, wykazali głębokie zrozumienie dla Polskiej kultury, kończąc ostatecznie w McDonaldzie. Myślę, że nie prędką wrócą do Polski, a obraz Polski jako kraju trzeciego świata, będą odmalowywać przy każdej życiowej okazji, wykazując swe męstwo w postkomunistycznej dziurze, ocierając się o śmierć na Krakowskim Kazimierzu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz