wtorek, 19 lipca 2011

Kundera - to książka nas wybiera nie my książkę

Od kiedy przeczytałam "Cień wiatru" Zafona, mam wrażenie, że to nie my wybieramy książkę, tylko ona nas. To ona wyczuwa odpowiedni moment i wpada w nasze ręce, nachalnie rzuca się w oczy, czy też ni stąd ni zowąd słyszymy ciągle rozmowy własnie o niej. A gdy sami weźmiemy ją z pułki, odpycha nas - sugerując, że to nie na nią czas... Takie są moje osobiste odczucia. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że zaczynałam Bruhla kilka razy w przeciągu ostatnich lat i dopiero parę miesięcy temu, okazało się, że nie mogę się od niego oderwać? Czy też Stendhala "Czerwone i Czarne", które zaczęte od przeszło 5 lat wrogo spogląda na mnie z regału? Po prostu nie nadszedł na niego jeszcze odpowiedni moment.

Z Milanem Kunderą było inaczej. Jego "Nieznośna lekkość bytu", była na mojej liście już od dawna. Jednak zupełnie o nim zapomniałam. Kilka tygodni temu w ferworze egzaminacyjnej walki, jak to studenci - przed egzaminem rozmawialiśmy o wszystkim byle nie o treści wykładów i notatek, które zamaszyście leżały przed nami na stoliku. Z tematu na tema weszliśmy na grząski grunt literatury.  Dyskutując o realizmie magicznym (do którego wrócę za jakiś czas) Merqueza i Tokarczuk, padło nazwisko Kundera, i kolega zagadną mnie czy czytałam "Nieznośną lekkość bytu"? To był pierwszy trop. Drugi, gdy w pierwszym dniu moich studenckich wakacji wyłożyłam się w łóżeczku z książką, francuskim banałem Giuliaume Musso (o panu Musso później) "Wrócę po Ciebie" - tam po raz kolejny spotkałam Kundere, autor włożył go w ręce zaczytanej stewardesy.

Byłam w trakcie komponowania bibliografii do wyjazdu. Pomyślałam, że skoro i tak jadę do biblioteki po książki to zajrzę do niego. Poszukiwałam czegoś co przybliżyło by mi Pragę - która była dla mnie niema. Oprócz Kroniki Kosmasa, Franza Kafki i Alfonsa Muchy była dla mnie miejscem bezludnym literacko i artystycznie. Punktem na mapie naznaczonym haniebną historiom konformizmu, który zacierał swą marnością, odwagę Jana Husa, wielkość Karola IV i wyczyn drugiej defenestracji praskiej. Na tym kończyła się moja wiedza o sąsiadach. Potrzebowałam książki Czecha o Czechach, żeby wprowadził mnie za rączkę do tej cudowniej krainy zrozumienia. I udało się . Dzięki Kunderze i Mariuszowi Szcygłowi (o tym jutro) i jego reportażu "Gottland" wiem więcej niż przypuszczałam, że uda mi się dowiedzieć przed wyjazdem. Teraz zupełnie innym okiem spoglądam na południowy-zachód w stronę Wełtawy. Ale po kolei.

Kundera mnie poruszył, a jestem wymagająca. Żądam od pisarza pięknych zdań, poetyckich konstrukcji lecz nie cierpię fasadowości, pragnę za tymi poetyckimi frazami dogłębnych wstrząsających refleksji i takie otrzymałam od Kundery w jego dygresjach rzuconych między fabułę powieści.

Gdyby mnie ktoś zapytał o czym jest ta książka - mogłabym powiedzieć, że opowiada historie Czech na ich zakręcie dziejowym. Jednak odpowiedź nie jest taka prosta. Kundera w swym dziele między wierszami, w  licznych dygresjach dotyka kwestii filozoficznych. Formułuje na początku powieści jedną tezę, którą niemal niezauważalnie co jakiś czas udowadnia. Problemem zasadniczym jest : Kicz - jego wszem obecność w ustrojach totalitarnych. Autor zwraca uwagę na odrażający proces ujednolicenia społeczeństwa, poprzez gusty, mode i poglądy - jednak nie za sprawą kultury masowej i wolnego wyboru a propagandy i odgórnych działań władz, które skrupulatnie redukują wszystkie przejawy indywidualizmu.

Swoją drogą to ciekawe jak ludzkość na świece rozwija się jednotorowo, w tym samym czasie przezywając apogeum kiczu  - w różnych odmianach. W Europie Środkowo-Wschodniej, to  definiowany przez Kundere kicz totalny, na zachodzie kich powodowany rozwojem elektroniki i kultury masowej, który zrobił z umysłów amerykanów jednobarwną sieczkę - wyśmianą w dziełach Andy'ego Warhola.

Temat totalitaryzmu - nieodzownie związanego z komunizmem przewija się przez wszystkie strony powieści czeskiego pisarza. Odczuwalne jest piętno jakie  ustrój odcisnął na życiu autora. Opisywana historia jest zmyślona, co kilkakrotnie podkreśla pisarz, jednak mówi wprost, że sam doświadczył życia w komunistycznym państwie i wszystkich "cudów " z nim związanych.




Poruszyła mnie szczerość z jaką Kundera mówi wprost o tym, że  będąc pisarzem nie można odciąć się od swego życia i własnych doświadczeń. Pyta: "Ale czy nie jest tak, że autor umie mówić tylko sam o sobie?" Po czym zdradza, że stworzone przez niego postacie są możliwościami jego samego, z tą różnicą, że przekroczyły granice, której on w swym życiu nie przebył i to ich zasadniczo różni. Za tą granicą zaczyna się tajemnica ludzkiego istnienia, ta nieodgadniona, która pozostawia nam jedynie możliwość spekulacji.
To sedno sprawy- szkicowość życia, każdy człowiek podejmując decyzje, ma tylko jedną możliwość i ani jednej szansy więcej by naprawić swe złe wybory. Życie jest ścieżką prób.. Autor ucieka od nazwania życia skończonym dziełem - porównuje je wręcz do szkicu, który niepewny i niedokładny stanowić powinien, ewentualnie wzór dla prawdziwego, pełnego -życia.
Przytacza niemieckie przysłowie : co zdarzyło się raz, jakby nigdy się nie zdarzyło.. przyrównując je do ludzkiego życia.

Obok filozoficznych rozmyślań, autor opowiada historie kilku bohaterów żyjących w Czechach w czasie odwilży w roku 1968 oraz następującej po niej inwazji radzieckiej, która diametralnie zmienia czeską rzeczywistość.

U Kundery pierwszy raz mogłam skonfrontować swoje stereotypowe spojrzenie na południowych sąsiadów - z ich rodzimą historiografią. Nawiązując do teorii szkicowości - Kundera delikatnie stara się tłumaczyć swoich rodaków, mówiąc, że gdyby mieli szanse spróbowali by na pewno innych wariantów działania. Jednak mimo całej swojej kokieterii nie przekonało mnie jego wyjaśnienie, w którym ukazuje II defenestracje praską z roku 1618 , odważny czyn Czechów, który polegał na wyrzuceniu przez okno urzędników cesarskich, rozpoczynając tym samym wojnę 30-letnią, która zakończyła się dla Czechów tragicznie niemalże całkowitym wyniszczeniem narodu. Z Postawą Czechów w II Wojnie światowej -jak tłumaczy pisarz : " w 320 lat później, w roku 1938, po Konferencji w Monachium gdy cały świat zdecydował się poświęcić ich kraj Hitlerowi. Mieli  spróbować walczyć samotnie przeciw ośmiokrotnej przewadze?" .
Czytałam to zdanie kilkanaście razy, po czym wyrwał mi się z ust przebrzydły epitet i cyniczne zdanie "Aleź to łatwe". Tyle tylko przyszło mi do głowy, ale to łatwe tak przedstawić sprawę... dziwne, że nigdy w polskiej historii nie znalazłam takiego wytłumaczenia, takiej chłodnej kalkulacji, która tłumaczyłaby Polakom, że nie ma sensu walczyć, bo przewaga artylerii Niemieckiej nad Polską jest miażdżąca!

Nie ma takich wypowiedzi, to sprzeczne z Polską naturą. dzięki tym paru stronom poświęconym czeskiej historii, poczułam niedającą się opanować dumę z bycia Polką. Nie wiem czy sama potrafiłabym zdobyć się na bohaterskie czyny. Jednak jestem niesamowicie dumna z historii jaką posiada nasz naród.

To nie znaczy, że Czeska historia jest zła, jest inna. Kundera przekonał mnie do Czechów, do ich oporu wobec komunistycznych władz w latach 70, jednak on sam nie potrafił nawet swym diamentowym językiem wyratować swego narodu z hańbiącej historii Konferencji Monachijskiej dopiero Gotlland, a później książka Pepiki - dramatyczne stulecie Czechów, pomogła mi zrozumieć dramat tego narodu.

Tylko pisarz z głową pełną refleksji jest godny miana pisarza. człowiek, który potrafi wyjaśnić sprawy oczywiste w taki sposób, że nabierają zupełnie nowego znaczenia - to towar deficytowy. Taki własnie jest Kundera - kupuje go całego.

Jego dzieło, można z powodzeniem potraktować jako książkę osobistą, własny przewodnik z sentencjami na każdy dzień, który przypomina o wartości chwili i przemijaniu... o znaczeniu decyzji - tych małych i tych wielkich.

Moje ulubione sentencje:

""było by głupie, gdyby autor starał się wmówić czytelnikowi, że jego postacie istaniły naprawdę. Nie zrodziły się one z ciała matki, ale z jednej czy dwóch sugestywnych zdań lub z jakiejś elementarnej sytuacji..."

 "Ale czy wydarzenie nie jest tym bardziej znaczące i wyjątkowe, im więcej potrzeba było przypadków, aby mogło nastąpić"

""Nie konieczność, ale przypadek ma w sobie czar. Jeśli miłość ma być miłością niezapomnianą, od pierwszej chwili muszą się ku niej zlatywać przypadki jak ptaki jak ptaki na ramiona świętego Franciszka z Asyżu" 

"Ktoś kto wyobraża sobie, że reżymy komunistyczne w Europie Środkowej są wyłacznie dziełem zbrodniarzy, nie zdaje sobie sprawy, z podstawowej prawdy: zbrodnicze reżymy zostały stworzone nie przez zbrodniarzy, ale przez entazjastów, przekonanych, że odkryli jedyną drogę prowadzącą do raju. Bronili jej zapamietale i dlatego zamordowali wielu ludzi. Potem okazało się, że żadnego raju nie ma i że entuzjaści byli mordercami"


"Tak kto szuka nieskończoności niech zamyka oczy"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz