piątek, 13 kwietnia 2012

Walka z referatem - czyli jak walczyłam z wojującymi XIX wiecznymi higienistami

( post przeniesiony z bloga:  buszując w codzienności)



Oj.. cóż to był za tydzień! Dziś dopiero mogłam odetchnąć z ulgą. Mieszkanie wygląda jak pobojowisko! Wszystko zawalone notatkami, pootwieranymi książkami, fiszkami, kserami, ilustracjami itd. Dobrze, że mój mąż dbał o naczynia, bo bym się nie dosprzątała!. Przez ostatnie dni byłam zupełnie zaabsorbowana dopieszczaniem mojego referatu, na dzisiejszy - XX Zjazd Historyków Polskich, największą imprezę Historyków w tym roku. To w moim światku spore wydarzenie. W tym roku po raz pierwszy zaszczyt zorganizowania zjazdu przypadł Uniwersytetowi Śląskiemu, z czego wszyscy byliśmy niezmiernie dumni. Wiąże się to jednak z sporym nakładem pracy. Nasz sztab ok. 70 ludzi, sprząta, parzy kawy, roznosi prezenty, fotografuje, rozkłada i składa namioty, koryguje i pilnuje wszystkiego. 
Ja sama dziś byłam referentką i fotografem we własnej sekcji. Po raz pierwszy na zjeździe utworzono sekcję Gender Studies- Kobieta w Historii. Całość przebiegła bardzo sprawnie. To naprawdę niesamowita radość móc przez kilka godzin za sprawą referatów zgłębiać nowe rewiry historii kobiecej. A jeszcze większą radością jest móc dyskutować z ludźmi, którzy rozumieją twój zachwyt i fascynacje dla badań nad kobiecą historią. Niesamowicie cieszę się, że takie badania powstają i jest ich coraz więcej. 





Mój referat - był z pogranicza historii ubioru - i historii kobiecej, czyli dokładnie wyrażał rewir moich naukowych zainteresowań. Przyznam się szczerze, że bardzo emocjonalnie podeszłam do tematu, bowiem, był to pierwszy materiał źródłowy, którym zajmowałam się w życiu i mam do tego tematu spory sentyment. Temat ten był przeze mnie opracowywany, w jednym z rozdziałów mojej licencjackiej pracy. Pierwszy raz wówczas (to było jakieś 1,5 roku temu) było mi dane zanurzyć się bez reszty w prawdziwym historycznym świecie. I to nie za sprawą powieści jak czyniłam dotychczas, lecz za sprawą źródeł! Tej przygody nigdy nie zapomnę. Nie przesadzę, gdy napisze, że zmieniło to moje życie i postrzeganie historii. Możliwość obcowania ze źródłem historycznym nagim i bezbronnym w obliczu historyka, oraz świadomość posiadania ogromnej możliwości własnej interpretacji tego źródła, niemalże mocy twórczej- owładną mną zupełnie. To taki rodzaj momentu zwrotnego w życiu człowieka, gdzie łapie się wszystkiego i wszystko go grzeje, ale dopiero „to!” jest tym jednym jedynym na całe życie. Możliwość prowadzenia własnych badań, poznawania historii na własną rękę oraz odkrywania historii jeszcze nieznanych i możliwość prezentowania ich innym - jest czymś co osobiście trzeba przeżyć by móc zrozumieć moją osobistą fiksacje. To naprawdę uzależniające, ja juz teraz przypięłam do mojej tablicy magnetycznej listę tematów, które chce w tym i następnym roku przebadać. To jak lawina, jeden kamień ciągnie za sobą kolejne... I tak czytając kobiecą prasę z XIX i początku XX wieku, artykuł po artykule, co raz bardziej staje się częścią XIX wiecznej Europy, zbliżającej się ku zmierzchu Belle Epoque i wielkim przemianom, które niesie z sobą Wielka Wojna. Staje się jej elementem, czuje więź z jej przedstawicielami, zatracam się ale - racjonalnie! Choć to brzmi jak oksymoron. Zatracam sie,  zupełnie w treści i fakty, historię i opowieść, jednak nie pragnę tam zastać na zawsze. Cieszą mnie powroty, do mojej rzeczywistości, moje minimalistyczne mieszkanie, wysokie obcasy, spodnie, samochód i przede wszystkim możliwość wyboru, wolność! Tym zagadnienia, wynikającym po części z moich własnych refleksji, po części z historycznych obserwacji, chciałabym się oddać w kolejnych badaniach...  Zagadnieniu wolności – kobiecej, jednak nie w świetle prawa, a mentalności, obyczajowości i stroju, w myśl hasło niewolnica w domu, królowa na salonie. Abstrakt wysłany, konferencja planowana na październik. Czasu mam więc wiele, na badania i weryfikacje własnych sądów i przypuszczeń. 






W kwestii mojego dzisiejszego referatu, nie chciałabym wypowiadać sie pobieżnie na temat tak bogaty w fakty i doniosłe wydarzenia, dlatego gdy tylko uda mi sie co nieco go uprościć z naukowego języka, wrzucę go tu, jako pierwszy z cyklu, postów poświeconych historii kobiecego ubioru, których mam zamiar zgromadzić tu jak najwięcej.

Tymczasem uciekam, odgruzować, dom, wynajmę chyba spychacz, bo inaczej nie ma szans.. Ach czego się nie robi w imię nauki:)

1 komentarz:

  1. urocze... nigdy w szkole nie lubiłam historii ;) poszłam w zupełnie inną branżę... medyczną. a ostatnio weszłam nieco w świat "naukowy" - konferencji, prac naukowych, itd. i też od jakiegoś czasu odkrywam, że nienawidzona przeze mnie historia, jak i geografia - to fascynujące nauki! poznaję historię (jak i geografię) zupełnie nie-szkolnie, chłonę to, co mnie ciekawi... i żałuję, że nie spotkałam w szkole prawdziwie dobrych nauczycieli tych przedmiotów - którzy mogliby takie zainteresowania we mnie wcześniej rozbudzić... eh

    a przeczytanie o połączeniu świata naukowego i historii - otwiera przede mną zupełnie nieznane mi światy.. ciekawe.. ;)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń