czwartek, 29 sierpnia 2013

Katowice z moimi bengalskimi przyciolmi

30 czerwca opscilam swoje mieszkanie i udostepnilam je chlopca, ktorzy napisali do mnie z couchsurffa i pprosili o wynajem mieszkania w Jaworznie. zastanawialam sie chwile nad tym, chcialam pomoc, nie udalo mi sie znalezc nic na miescie, wiec zdecydowalam sie udostepnic moje mieszkanie.

To byla najlepsza decyzja! O tym jak wiele dala mi ta przeprowadzka napisze przy kolejnej okazji, najwazniejsze jenak, ze moglam poznac tych fanatstycznych ludzi, ktorzy mieszkali pod moim dachem przez dwa miesiace.



Sahel i Sad - pochodzą  z Bangladeszu, dzięki nim mogłam zglebić tajniki bengalskiej kuchni i poznać filozofie ortodoksyjnych i liberalnych muzułmanów. Przeprowadziliśmy wiele dyskusji na temat sposobu życia w Europie i Azji, różnic w studiowaniu, pojmowaniu patriotyzmu i wiary, wszystko to było dla mnie bezcennym doświadczeniem. Niestety większą część czasu, gdy chłopcy przebywali u mnie podróżowałam po Europie, jednak za każdym razem gdy wracałam gadaliśmy jak najęci w kuchni, na korytarzu bądź wszędzie, gdzie przypadkiem trafiliśmy na siebie w domu:)

Przed wyjazdem na Nordkapp, umawiam sie, z nimi, ze gdy wrócę, porwę  ich na wycieczkę po Katowicach i okolicy...



Zaczęliśmy od najciekawszych zakamarków Jaworzna.  Niestety mimo, całej sympatii dla miejsca, w ktorym żyje muszę przyzna©, ze nie jest to turystyczny raj:) Jest tu jednak kilka interesujących miejsc, które można  zobaczyć, m.in opuszczona Cementownia czy Sztuczny Zalew - przeznaczony do nurkowania




śmiałam sie, ze to takie nasze jaworznickie Angkor Wat :) chłopcy przyznali mi racje.





Następnie odwiedziliśmy znajdujące sie na przeciwko Cementowni, Centrum Nurkowania - "Koparki", gdzie na 30 metrach zanurzone są rożne maszyny, których z oszczędności nie wyzlomowano tylko zalano w kamieniołomie woda, nie wiedząc, ze stanie sie to największą atrakcja regionu:)


Sad, który tyle co wrócił z Chorwacji - byl zszokowany lazurowa woda w jaworznickim akwenie! :)


I wreszcie Katowice:) Zawsze powtarzam, ze to nie jest ładne miasto, ale jest interesujące, jeśli tylko chce sie dostrzec w nich ten specyficzny klimat i potencjał. Zacięliśmy od miejsca mi szczególnie bliskiego: CiNib-y i mojego kochanego Uniwersytetu:) miły stróż pozwolił nam nawet wejść z chłopcami do środka, co dało nam możliwość zobaczenia większej części Katowic z góry.
Ciniba - moja miłość :)

Krotka lekcja historii czyli, o co chodzi z ta Autonomia i po co aż trzy powstania? 
Zawsze szokująca sztuka nowoczesna w Rondzie Sztuki:)
Nie wiem o co chodzi:) ale było mile w dotyku!
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym moich gości nie zabrała do mojego ulubionego miejsca - wegatarianskiej knajpki, gdzie wszystko jest tanie i pyszne. Zloty Osioł rządzi!






Lekcji historii było więcej, w końcu to Sląsk, a my z Ola jeszcze ciągle mamy głowy nabite historia śląska i jego tradycjami. Opowiadałyśmy wiec, na przemian o Korfantym, Pilsudzkim, Sejmie Saskim i jego wybitnie architektonicznie niemieckiej bryle oraz całej zagmatwanej historii tej ziemi.




takie tam świrowanie z Kasztanka:) 


Na koniec juz późnym wieczorem, odwiedziliśmy moja ulubiona dzielnice tego miasta- Nikiszowiec. Chłopcy byli zauroczeni architektoniczna spójnością, a ja po raz kolejny zachwyciłam sie ta pełną uroku dzielnica, która nocą, choć średnio bezpieczna ma naprawdę wiele uroku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz