piątek, 24 stycznia 2014

Wieczorny spacer po Londynie i kilka refleksji

Refleksja na temat życia w cieniu wielkich zabytków
Podczas wizyty moich kuzynów, pierwszy raz miałam okazje pełnić tutaj rolę rezydenta, oprowadzają swoich gości po kluczowych zabytkach miasta. Zastanawiałam się zawsze co tubylcy/ mieszkańcy danego miasta myślą o swoich perełkach architektonicznych? Czy Paryżanie często przesiadują pod wieżą Eiffela, Rzymianie pod Koloseum a Londyńczycy w okolicy parlamentu? Jaki jest ich stosunek do obiektów, które przyciągają turystów z drugiej części globu?
Już wiem. Nie byłam świadoma tego jaka jest prawda, a może raczej jako turystka zachwycona obiektami w danym miejscu nie chciałam dopuścić do siebie tej refleksji... Otóż obecnie absolutnie zbrzydł mi londyński parlament, Big Ben oraz Backingam Palace. Myśl o kolejnej wyprawie pod te obiekty przyprawia mnie o mdłość. Chociaż w Londynie spędzam każdy weekend, zabytki te widziałam do tej pory tylko raz podczas mojej pierwszej turystycznej wizyty w tym mieście, w kwietniu zeszłego roku. Od tamtej pory nie bardzo miewam okazje przechodzić pod Big Benem, widuje go czasem z daleka i ta bezpieczna odległość mi wystarczy. Jestem nim jednak poważnie znudzona. Absolutnie uodporniłam się na jego piękno, a w mieście tym szukam raczej mniej oczywistych atrakcji. Myślę, że to przypadłość wszystkich, którzy żyją w cieniu wielkich zabytków, które z czasem tak powszednieją, że albo przestają być zauważalne, albo drażnią na każdym kroku. Chociaż nie dzieje się tak z wszystkimi obiektami.



Alternatywna trasa, która ciągle mnie zachwyca
Zupełnie inny stosunek mam do nowoczesnych atrakcji tego miasta. Są też i takie miejsca, które mimo ogromnej popularności i weekendowego przeludnienia darze obecnie ogromna miłością. Właściwie z uporem maniaka, odwiedzam Tate Modern, spaceruje po moście Milenium, zachwycam się eklektyzmem architektonicznym tego miejsca i z rozmarzeniem wpatruje się w zmącone wody Tamizy, później klucząc uliczkami Bank side w stronę Tower Bridge.























Ta trasa to zdecydowanie ukochana trasa moich zimowych, weekendowych spacerów. Tym razem, miałam towarzysza,  było wiec ( jak to zazwyczaj z Krzyśkiem jest) na przemian wesoło i refleksyjnie. Na przemian więc dyskutowaliśmy o sztuce, literaturze, przemianach społecznych i wspominaliśmy głupkowate wybryki z dzieciństwa:D. Wieczór ten bez wątpienia wrzucam do kategorii jednych z najprzyjemniejszych w tym mieście!

Koniecznie polecam taki spacer szczególnie przy zachodzie słońca, by zobaczyć jak słońce odbija się w szklanych wieżowcach, a później móc podziwiać rozświetlone setkami lampek nowoczesne city, które przegląda się w tafli Tamizy.

Jestem ciekawa jakie jest Wasze zdanie? Może żyjecie nieopodal słynnych zabytków, jeśli tak jaki macie do nich stosunek? Czy potraficie się jeszcze nimi zachwycać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz