piątek, 25 lipca 2014

"Tu przyjaciół kilku mam, od lat..."

Jeszcze nie wyjeżdżam z Polski, ale już pakuje się i wyruszam w stronę stolicy, gdzie czeka na mnie kilka klientek. To dobry moment by podsumować ostatnie dwa tygodnie,które  mimo, ze logistycznie skupione w obrębie śląska bogate były w masę nowych wrażeń. Mimo, pracy na pełen etat, jaką jest szukanie nowej pracy, naprawa własnego życia, oraz próba zaaklimatyzowania w polskich warunkach. Starałam się wykorzystać jak najlepiej każdą chwilę z moimi bliskimi. Polska to stan umysłu, jak pisałam wielokrotnie, tu wszystko biegnie inaczej, dużo wolniej niż w Londynie, ale ma tez i inny wymiar. Moja mała Śląska mieścinka, to prawdziwa oaza spokoju. Dlatego, z moją Sonią poszukiwałyśmy atrakcji w mieście, którego ona nie trawi, a do którego ja mam ogromna słabość - czyli w Katowicach. Wieczorne spacery po mieście, odwiedzanie knajpeczek na Mariackiej, długie rozmowy, o przyszłości, teraźniejszości i wspominanie studenckich i dziecięcych szaleństw, to tylko urywki z ostatnich słonecznych, przepięknych dni!

Ciocia Dessi pilnuje więc wcinam kamienie...





Zaliczyłyśmy Nocny Przejazd - najpierw Rolkowy, a później Rowerowy, a na koniec same się tak rozkręciłyśmy, ze porzuciłyśmy samochody i zaczęłyśmy uprawiać również nocne powrotny na nogach, spacerkiem, pokonując kilka naprawdę ładnych kilometrów. Szukając ochłody, wylądowałyśmy na otwartym basenie w Bukownie, czując się jak sardynki w puszce, an przeludnionej miejskiej plaży.


Najmłodszy Duchem Dziadek :)

Najlepsze zdjęcie minionego miesiąca - ćwierćwiecze Sonii


Greta

Najmilsza weranda na całym świecie!
Greta mojej Mamy Chrzestnej 
Ari


własnoręcznie zebrane, we Babcinym ogródku
Barek i Reno



Długoszyński brzask
widok z mojego okna

Gdzie to tylko było możliwe, starałam się mieć blisko siebie, małego szkraba, o rudych pięknych włosach, który nie potrafi usiedzieć w miejscu. Moja małą Bratanice. Pracowałam nad tym by, pamiętała  ze ma gdzieś tam daleko w świecie ciocie Desii, która kojarzyła tylko z rodzinnej galerii wywieszonej na ścianie w salonie moich dziadków.








Jaworznicki rynek
polski cydr -  podejście pierwsze








Były tez i godziny spędzone z Beatka i Piotrusiem, którzy jak nikt inny odnaleźli się w roli dziadków. Katowickie pogaduch z przyjaciółmi ze studiów i nocne zwiedzanie Giszowca, do którego muszę wrócić. Chłopcy zainspirowali mnie swoimi opowieściami, by wrócić tam w dzień i przyjrzeć się z bliska tej urokliwej dzielnicy, którą, w swojej katowickiej miłości, jakoś dotychczas zlekceważyłam ( wychwalając jedynie Nikiszowiec).



Tak więc Śląsk spoko jest i kocham go miłością bezwarunkowa, tęsknie jednak za stolicą i marze o tym, by tam na jakiś czas osiąść. Może się uda?  Pozdrawiam z Polskiego Busa. ( na razie tylko kilkudniowy rekonesans)

2 komentarze:

  1. Jak dobrze nie być jedyną znaną mi osobą (tj mną), która uwielbia Kato! 'Wszyscy' ze mnie zawsze drwili, jak to możliwe, że podoba mi się to miasto jak diabli, wszakże ta szpetota, brud....pewnie dlatego Wschodni Londyn też mi spasował ;) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń