sobota, 10 stycznia 2015

Wiedeński Sylwester i Nowy Rok



Podczas, jednej ze skypowych rozmów postanowiliśmy, że sylwestra spędzimy wspólnie w Wiedniu. Plan nie był skrystalizowany, aż do samego końca, wiadomo było jedynie, że spędzimy go razem, czy to będzie na mieście, na dyskotece, domówce, czy w mieszkaniu, nie miało najmniejszego znaczenia. Ostatecznie wylądowaliśmy całkiem nieźle, bo na 32 piętrze pięknego mieszkania, znajomego Jarka. Witaliśmy Sylwestra w iście internacjonalnym gronie, z widokiem na sporą część pięknie oświetlonego miasta.  

Wiedeń w okresie bożonarodzeniowym  prezentuje się wspaniale. To miasto zawsze robi wrażenie, ale w tym szczególnym okresie, ma w sobie jeszcze więcej uroku. Gustowne ozdoby świąteczne, piękne oświetlenia i unoszący się w powietrzu aromat grzanego wina i prażonych kasztanów, wprost z świątecznych targów, które gęsto rozstawione są w śródmieściu i jego okolicach. Dodatkową atrakcją są zabawkowe świnie, które można kupić na bardzo wielu straganach, rozłożonych na ulicy. Są one częścią nowo rocznego rytuału, obdarowuje się nimi najbliższych z okazji nowego roku.  



































Po nocnym szaleństwie, zostało nam jeszcze kilka dni by spokojnie spacerować po mieście i cieszyć, się piękną ( choć mroźną pogodą), podziwiać  świąteczne dekoracje oraz bożonarodzeniowe targi.
Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć Wiedeń pod warstwą grubego białego puchu. Muszę przyznać, że Shonnenbrun, prezentuje się w tym wydaniu wyjątkowo uroczo. Była też okazja, po raz pierwszy, przejechać się na najwyższej, karuzeli łańcuchowej w Europie, skąd roztaczał się cudowny widok na cały Wiedeń. Pomysł ten nie należał jednak do najdoskonalszych, w szczególności biorąc pod uwagę, mróz, który dawał się we znaki, już podczas spaceru, ganiąc nas od knajpy, do knajpy, byle tylko grzać ręce. Nie trudno zgadnąć, że na samej górze ( około 70 metrów) w rozpędzonej do ponad 50 na godzinę huśtawce było przeraźliwie zimno, przez moment, aż nie mogłam złapać tchu. Widok jednak, w blasku zachodzącego popołudniowego słońca, wart był tych wszystkich ekscesów.


Przez cały czas bawiliśmy się jak małe dzieci, w dzień spacerując i wygłupiając się na mieście, wieczorami natomiast rozgrywając partię monopoly i sącząc wino ( nawet wówczas, gdy zgubiliśmy planszę i by grać, musieliśmy namalować nową!).






































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz