Do Rzymu można przybyć z miliona rożnych powodów. W książce "
Jedz, módl się i kochaj", którą miałam okazje przeczytać w zeszłe lato, (wówczas nie miałam pojęcia, że odwiedzę wieczne miasto za kilka miesięcy) bohaterka odwiedza Rzym by uczyć się włoskiego, ale przede wszystkim by jeść! Przez cztery miesiące regeneruje swoje siły, odpoczywa, włóczy się bez planu uliczkami i je! Ciągle wszędzie je! Nie da się ukryć, że też jest to jakiś pomysł... Szczerze powiedziawszy nie mogłam zrozumieć, dlaczego autorka - tak zmarnowała te cztery miesiące.
Jednak będąc już na miejscu byłam dla Elizabeth bardziej wyrozumiała... Jedzenie jest obłędne. Wszystko co można zjeść w prawdziwych włoskich lokalach jest cudowne! (odradzam fast food'y i tureckie speluny). Lody smakują niewyobrażalnie cudownie, maja intensywny smak i doskonałą konsystencje. Ja jadłam kawowe, śmietankowe, mus truskawkowy i tiramisu ... i mogłabym jeść tak w nieskończoność, ale zdrowy rozsądek nakazywał umiar! Niesamowite jest oczywiście włoskie Tiramisu o cudownej kremowej masie i mięciutkich biszkopcikach. Odradzam kupno tiramisu we włoskich sklepach spożywczych - przetrzymywane w zamrażalce, jest dobre, ale nie różni się niczym od tych, które można znaleźć w polskich sklepach. My zafundowaliśmy sobie takie tiramisu w kawiarence na Zatybrzu, Włoch zapytany o tiramisu, wyciągnął je z zamrażalki i odgrzał w mikrofali, ja wpakowałam je do torebki i przez 1,5 czekaliśmy aż odmarznie. Udało nam się do niego dostać dopiero po przejściu całego Zatybrza i wejściu na Janikulam. Tam z widokiem na cały Rzym zjedlismy "puszkowane ciasto", które nas rozczarowało. Na szczęście jeszcze tego samego dnia, znaleźliśmy uroczą knajpkę w, której dostaliśmy prawdziwy włoski deser! Całe szczęście bo wróciłabym do polski z przekonaniem, że samemu w domu można zrobić lepsze...:)
Koniecznie trzeba jeszcze wspomnieć o cappuccino, które jest tu wybitne. W domu nigdy nie pije kawy z mlekiem. Uznaje, że to profanacja doskonałej samej w sobie czarnej kawy. Tu nałogowo, w każdym możliwym miejscu chciałam pić ten cudowny włoski wytwór.
Musze się przyznać, że jestem mało krytyczna w stosunku do włoskiej kuchni, po prostu mnie urzekła.
Od kilku lat jestem fanką makaronu, przyrządzam go sama na rożne sposoby i nieustannie go pochłaniam ( w niezdrowych ilościach:) . Moja mama jest moim guru w kwestii gotowania, pieczenia, przyrządzania posiłków, jednak jej makaron to po prostu mistrzostwo świata. tak więc nie łatwo mnie w tej kwestii zadowolić. Włoski makaron mi smakował, jednak najmniej ze wszystkich rzeczy jakie miałam okazje tu spróbować. Był al dente, o sprężystej formie, z sosem z najprawdziwszych pomidorów obrzucony świeżymi liśćmi bazylii. Rozpływał się w ustach.
Tu można kopić makaron w kształcie wszystkiego od aut po penisy
Pizza - to temat rzeka. to co jemy w Polsce trudno nazwać, nawet wytworem pizzo-podobnym. Włoskie ciasto choć to może wydać się absurdalne - jest jednocześnie cienkie, puszyste, ciągnące, mięciutkie i na samym spodzie chrupiące. Wszystko to daje zaskakujący w smaku efekt. Nie ważne co zostanie na wierz położone, smak jest piorunujący. Ja zostałam fanką "flagowej" (dosłownie i w przenośni) pizzy włoskiej z mozzarellom, sosem pomidorowym i świeżą bazylią. Nie pogardziłam też margerrita i neapoli (czyli pizzą z rybą). Tu można kupić pizze z wszystkimi możliwymi dodatkami, nawet z frytkami!
Juz tęsknie za włoską kuchnia, jednak z drugiej strony to wielkie szczęście, ze nie ma tu takiej pizzy bo z rozmiaru 36 szybko przemieniłabym się w 46..
Odkąd przeczytałam książkę Jedz módl się...Rzym jest na mojej liście celów:) A oglądałaś film? Pomimo,że nie powala na kolana oglądam go w każdej depresyjnej chwili..i ta celebracja jedzienia...oj cudne!!!! Zazdrościłaś mi Gdańska...och co tam Gdańsk!!! Ja zazdroszcze Rzymu!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Oj tak w Rzymie można się zakochać! Po tej książce można naprawdę poczuć atmosferę tego miejsca z perspektywy zwykłej kobiety, jest fantastyczna ciepła i mądra. O filmie niestety nie mogę tego powiedzieć. Powiem Ci szczerze, że liczyłam na coś więcej, gra tam w końcu Julia Robersts.. Jej stroje były świetne, widoki bajeczne, partner mnmmmm... A film? Słaby. Może gdybym nie przeczytała książki i nie wiedziała jaka jest czarując, mój odbiór byłby inny. Mówisz, że to twoja terapia na depresje, no cóż każdy ma swój sposób, napewno widoki i atmosfera filmu umożliwiają poprawę humoru:) Ja polecam "Miłość i inne nieszczęścia". Cudowny zaskakujący film z wyrazistymi bohaterami:)
OdpowiedzUsuń