sobota, 25 lutego 2012

Rzym, refleksja na temat latania!


Jak ? Dlaczego? i Po co?

We wrześniu mieliśmy odwiedzić dwa miasta, które śnią mi się po nocach i o których marze od lat: Barcelonę i Paryż... Niestety nie udało się, z powodu restrykcyjnej diety i szybkiego powrotu do starych nawyków żywieniowych trafiłam do szpitala z ostrym zapaleniem trzustki ledwo wychodząc z tego żywo. Hospitalizacja uniemożliwiła mi podroż. Przez cała jesień pracowałam nad nowym systemem żywienia i powrotem do normalnego życia. Lot gdziekolwiek nie był wskazany, musiałam bowiem bardzo uważać, każda niewłaściwie dobrana potrawa mogła zaciągnąć mnie z powrotem na sale szpitalną i przypiąć do kroplówki. Dopiero po pół roku mój organizm zregenerował się na tyle, bym mogła gdzieś wyruszyć. Dlatego mogliśmy odbyć podroż do Lwowa i wykupić okazyjne bilety do Rzymu. Raz na zawsze pożegnałam biura podroży, całość zaaranżowałam kupując bilety przez WizzAir oraz Booking.com. 

Jednak za nim tam dotarliśmy na miejsce, czekała nas mała przygoda w samolocie. Pierwszy raz byłam pewna, że cała historia nie skończy się szczęśliwie... Powyższe zdjęcie, to jeden z widoków, które po pierwszym entuzjastycznym ujrzeniu stały się dla mnie katorgą. Samolot z powodu złych warunków atmosferycznych, nie mógł wylądować. Pilot poinformował nas, że mamy paliwa na pół godziny i przez ten czas będziemy krążyć nad miastem licząc na poprawę widoczności. Zdarza się, wszystko rozumiem, jednak po  ponad godzinie, wiszenia w powietrzu i zataczaniu trzynastego kółka nad miastem, byłam naprawdę przerażona. Płakałam jak male dziecko wyrzucając sobie, że ... Nie napisałam do tej pory powieści, o której marzyłam od dzieciństwa. To naprawdę traumatyczne uczucie, gdy ma się świadomość, że czeka się na śmierć.. Człowiek nagle uświadamia sobie swoje własne błędy oraz poznaje prawdziwe pragnienia. Nie ukrywam, że ten moment stał się dla mnie w pewnym sensie punktem zwrotnym w życiu. ( nie powieści jeszcze nie ukończyłam :P)

Na szczęście udało się nam wylądować, choć nie było to wymarzone lądowanie! Pilot bez ostrzeżenia poderwał samolot i osadził na ziemi. Po wylądowaniu przez pół godziny dochodziłam do siebie. Nigdy nie klaskałam tak głośno jak wówczas gdy poczułam grunt pod nogami.:) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz